Dzień dobry.
Odwiedził nas Mikołaj, a wcześniej przyniósł list. Prezenty, które przyniósł On i jego pomocnicy ;) są w ciągłym użyciu, więc myślę, że Mikołaj i jego pomocnicy są zadowoleni ;) Chłopcy dostali ogrom puzzli, książeczki, kolorowanki samochody, gry, owoce i słodycze. Najlepsze jest to, że owoce natychmiast odłożyli na owocarkę, z której sami mogą sobie je brać.
Natomiast słodycze oddawali nam i mówili wszystkim, że to będzie na później. I faktycznie nie ma żadnych problemów z tym, że wydzielamy im słodycze :) Jestem dumna z moich Szkrabów. I potwierdzam, dzieci można nauczyć dawkowania słodyczy. Wystarczy ustalić zasady i je przypominać. W końcu same Maluchy zaczynają tego pilnować. Poza tym, desery owocowe w przeróżnych postaciach to najlepszy zamiennik słodyczy. Może jest przy nich troszkę pracy, ale też duża satysfakcja kiedy znikają w mgnieniu oka :) Był taki czas, że pytano się po co te zasad, przecież wystarczy nie dawać. Gdyby to było takie proste :) Mieszkamy w miejscu, gdzie uważa się, że podstawą żywienia małego dziecka są słodycze. Wiadomo, im bardziej my mówiliśmy nie, tym bardziej udowadniano nam, że słodycze są ok i dzieci bez nich żyć nie mogą. Wystarczyło kilka razy wytłumaczyć chłopcom jakie skutki ciągną za sobą słodycze i widzieliśmy poprawę. Sami zaczęli opowiadać darczyńcom co się dzieje po słodyczach. Zasada "jednego dnia w tygodniu" albo "tydzień bez, weekend ze słodyczami" nie ma szans na powodzenie. Przez nasz dom codziennie przewija się tyle osób, że nie byliśmy w stanie nad tym zapanować. Każdy coś przynosił, bo przecież w tym domu są dzieci. Prośba o nie przynoszenie słodyczy, na niektórych nie działa. Ba, mobilizuje do zwiększenia ich ilości. Nigdy nie robiliśmy problemu jeśli ktoś odwiedzał nasze dzieci raz na jakiś czas i wówczas przynosił słodycze, ale jeśli to były częste odwiedziny? Było ciężko, ale trzeba przetrwać. Na szczęście coraz więcej osób po takiej prośbie zaczęło przynosić owoce. To zmiany na duży plus. To potwierdzenie mojej tezy, że z rodziną zawsze się dogadasz, bo oni też chcą jak najlepiej dla naszych dzieci. Naprawdę tak jest. Z resztą gości można sobie poradzić w wyżej opisany sposób :)
Ale wiadomo, święta żądzą się innymi prawami. I tu nie robiliśmy, żadnych problemów. To czas kiedy naprawdę lepiej odpuścić. I tak Maluchy tego nie przejedzą w jeden dzień. Na szczęście Chłopcy sami oddawali nam słodycze przy zachwytach wszystkich gości, więc byli z siebie bardzo dumni :) Zainteresowanie słodyczami było znikome (juupiii).
Dlatego Mikołaj był w tym roku bardzo hojny, a słodyczy było o niebo mniej niż w latach poprzednich. Dlatego jestem dumna z moich dzieci i wszystkich pomocników Mikołaja, którzy przynosili prezenty :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brawo! My też staramy się naszemu Maluchowi nie dawać za dużo słodyczy. Bo pożytek z tego żaden...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Zgadzam się, żaden pożytek ze słodyczy, szczególnie tych nafaszerowanych różnymi chemicznymi dodatkami. Życzę wytrwałości i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńI jak tu nie wierzyć, że Mikołaj wie wszystko... ;). Bardzo mądra zamiana słodyczy na owoce - nawyki kształtują się przecież od najmłodszych lat :). Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")
OdpowiedzUsuńDokładnie. Większość nawyków kształtuje się w okresie dziecięcym. Zarówno te dobre i jak i te złe. Niestety skutki złych nawyków żywieniowych odczuwamy najdotkliwiej w dorosłym życiu. I tego staramy się uniknąć w przypadku naszych dzieci :) Pozdrawiam serdecznie i oczywiście skorzystam z zaproszenia :)
Usuń