Kochani
Potrzebuję Waszej pomocy. Ja też nie rozumiem tego, który zdradza. Staram się zrozumieć tę, która wybacza. Jednak ta, która ich nie rozumie jest najbliższa mojego sercu. Bardzo się z nią zżyłam i bardzo jej kibicuję. Jednak potrzebuję Waszej rady. Jak rozwiązać ten węzeł gordyjski?
IDEALNIE
1.
- Marek! Marek! - Iza wpadła do
mieszkania jak huragan. To było coś nowego, ponieważ zawsze
wchodziła jak myszka. Cicho. Dzisiaj było zupełnie inaczej,
dlatego Marek nie zwlekał i przerażony wybiegł z kuchni w fartuchu
i ze ścierką w ręce.
- Co się stało?- Ty mnie pytasz co się stało? A podobno o wszystkim wiedziałeś? Dlaczego nic nie mówiłeś? Ukrywałeś wszystko. Dlaczego? - Iza szybkim krokiem chodziła po przedpokoju z miną kota, który właśnie szykuje się do ataku.
- Kochanie, o czym Ty mówisz? O czym wiedziałem?
- No o rozwodzie. Wszystko wiedziałeś! - Iza zatrzymała się z palcem wskazującym wymierzonym w zaskoczonego małżonka.
- Boże, myślałem, że stało się coś gorszego – Marek wyraźnie rozbawiony patrzył na swoją żonę i nie mógł uwierzyć, że jedna wiadomość może zmienić tę perfekcyjną damę w chodzące tornado.
- Coś gorszego?! A co jest gorsze od rozwodu? To koniec. Oni się rozwodzą – krzyczała gestykulując jak rodowita włoszka.
- Oni twierdzą, że ich drogi się rozeszły. Nagle! Teraz! Po trzydziestu pięciu latach?! Ich pierwszy wnuk ma przyjść na świat za dwa miesiące, a im się drogi rozchodzą. Ocipieli do reszty.
- Izka? Ocipieli? - Marek już nie ukrywał rozbawienia – no takiego określenia jeszcze z Twoich ust nie słyszałem.
- I co Ciebie tak bawi?
- Kochanie, usiądź. Naszemu Maluchowi już wystarczy tego sztormu – Marek posadził żonę w jej ulubionym fotelu sam zajmując miejsce na pufie.
– Iza, posłuchaj. Rodzice się rozwodzą. Trudno. To dorośli ludzie. Faktycznie wiedziałem o tym, ale prosili żeby Ci nic nie mówić. Przynajmniej teraz, bo nie chcieli Cię martwić.
- Teraz? - brwi Izy uniosły się ostrzegawczo
- No wiesz. Jesteś w ciąży. Tłumaczyłem, że przyjmiesz to spokojnie, zawsze tak przyjmowałaś wszystkie wiadomości, ale – podrapał się po głowie i dodał rozbawiony - widocznie oni lepiej Cię znają.
- Nie rozumiem co Cię tak bawi? Oni się rozwodzą. I to nie jest najlepszy moment.
- Dlaczego, tak mówisz? Chyba na to nie ma najlepszych momentów. Jaki moment byłby według Ciebie najlepszy?
- Mareczku, nie rozumiesz – Iza zaczęła szlochać – byłam na usg. Pani Renatka prosiła, żebym przekazała mamie, że można przyspieszyć jej badania. Pojechałam do mamy, tata właśnie się pakował. Powiedzieli mi o rozwodzie, wtedy zapytałam o to usg. Mama powiedziała, że to taka kontrola po mammografii.
- Kontrola po mammografii? -Marek był szczerze zdziwiony - moja mama miała tylko to jedno badanie.
- Tak, ale u mojej mamy znaleźli guza.
2.
Następny miesiąc życia Izy i Marka
był podporządkowany badaniom jej matki, Ireny. Iza czasami płakała w nocy,
ale Marek rozumiał, że w ten sposób schodzi z niej stres.
Wiedział, że jeśli pozwoli jej się wypłakać, to rano jego żona
wstanie rześka i żwawa. Oczywiście, na tyle na ile pozwalał
pokaźnych rozmiarów brzuch. Ich maleństwo miało przyjść lada moment na świat i to był jedyny jasny promyk w tej sytuacji. Pierś
Ireny zaatakował nowotwór. Po serii badań okazało się, że jest
w stadium przedinwazyjnym. Rokowania były dobre i Irena
zakwalifikowała się do leczenia. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
Opiekę nad teściową przejął Marek. Iza z racji swojego stanu
coraz gorzej radziła sobie w samochodzie. Zwyczajnie się w nim nie
mieściła. Natomiast jej ojciec w pierwszej chwili bardzo przejął się stanem
żony. Jako ceniony prawnik mógł wiele, więc Irena miała
najlepszą opiekę. Po diagnozie ojciec odetchnął z ulgą i rzucił
się w wir romansu z dziewczyną w wieku swojej młodszej córki. Bo
Iza miała jeszcze starszą siostrę. Ta jednak od lat mieszkała za
granicą i przyjeżdżała tylko na święta. Nie widziała powodu,
dla którego miałaby swoje plany zweryfikować. To oznaczało, że w
Polsce miała się pojawić dopiero za cztery miesiące.
Irena zakwalifikowała się do leczenia
oszczędzającego. Potem czekała ją jeszcze radioterapia. Wszystko
małymi kroczkami zmierzało ku lepszemu. Zmierzało.
3.
Alicja czekała na lotnisku, ale nikt
się nie zjawiał. To akurat było dziwne. Zawsze ktoś po nią
wyjeżdżał. Zadzwoniła do Izy, ale nie
odebrała. Marek zresztą też. Wiedzieli, że przyjadę –
pomyślała – ale jak zwykle sama muszę się o siebie zatroszczyć.
- Przepraszam, pani Alicja? - nagle
jak spod ziemi wyrósł przed nią wysoki mężczyzna w świetnie
skrojonym garniturze.- Vistula? - zapytała Alicja
- Co proszę? - mężczyzna był szczerze zdziwiony pytaniem.
- Czy ten garnitur to Vistula?
- Hmm, nie wiem. Nie mam pojęcia.
- Żona wybierała?
- Nie. Stylistka. Piotr Wach, wspólnik Marka.
Alicja uścisnęła podaną jej dłoń i natychmiast zakodowała. Przystojny, wysoki, elegancki. Najprawdopodobniej wolny. I majętny, ale nie rozrzutny.
- Alicja Marczyńska. Myślałam, że Iza albo Marek po mnie przyjadą.
- Marek prosił żebym panią odebrał. W tej chwili są z Izą bardzo zajęci.
Piotr przejął bagaż Alicji i ruszył do wyjścia.
- Jak zwykle. Oni zawsze są zajęci tylko sobą.
- Tak, to prawda. Bardzo udane z nich małżeństwo. Jednak w tej chwili bardziej zajęci są kimś innym.
- Mama znowu czuje się gorzej? - Ala nawet na chwilę nie spuszczała wzroku z Piotra.
- Nie, z tego co mi wiadomo pani Irena czuje się coraz lepiej. Dziś z pewnością czuje się wspaniale.
- Jest pan bardzo tajemniczy. O Boże!
Piotr odwrócił się zaintrygowany okrzykiem i zobaczył uśmiechniętą Alicję.
- Iza urodziła?
- Akcja jest w trakcie, a przynajmniej była, kiedy po panią wyjeżdżałem – patrzył na pewną siebie kobietę, której uśmiech zupełnie rozjaśniał pochmurną do tej pory twarz.
Nie jest taka zła – pomyślał – Iza narzekała, że Ala widzi tylko koniuszek własnego nosa. Tymczasem jej siostrę wyraźnie ucieszyła wiadomość, że w tej chwili na świat przychodzi jej siostrzeniec. Uśmiechnięta, w świetnie skrojonym garniturze i białej koszuli podkreślającej jej oliwkową cerę wyglądała niezwykle pociągająco. Nie była szczupła, ale jej krągłości były apetyczne. Zadbana, na oko po trzydziestce. „Inteligentna, bystra, perfekcyjna, ale zakochana w sobie” - tak mówił o niej Marek.
- Proszę podwieźć mnie do
szpitala! – rozkazujący ton Alicji wyrwał go z zamyślenia.
- Słucham? - Piotr nie był
przyzwyczajony, że to jemu wydaje się rozkazy.- Chcę, żeby zawiózł mnie pan do siostry. Chcę zobaczyć siostrzeńca. Pojutrze wracam do Londynu, nie chcę tracić ani chwili.
Alicja z impetem postawiła swoją walizkę obok podstawionego samochodu.
- Nie przyjechała pani pomóc siostrze?
- Dobrze ją wychowałam. Poradzi sobie.
Te słowa zupełnie zaskoczyły Piotra. Schował walizkę Alicji i wsiadł do samochodu. Ruszył w kierunku
szpitala, wciąż rozmyślając nad ostatnimi słowami swojej
pasażerki.
4.
W szpitalu akcja porodowa trwała w
najlepsze. Pod drzwiami porodówki czekała przyszła babcia.
- Dzień dobry mamo –
Alicja podeszła do matki i podała jej rękę na powitanie.
- Witaj Alicjo – Irena nie kwapiła
się do obejmowania córki, której nie widziała od pół roku –
myśleliśmy że przylecisz dopiero na święta. Zaskoczyłaś nas
swoim telefonem.- Iza miała na dzisiaj termin. Tak mam zapisane.
- Tak, to prawda. Jak zwykle uporządkowana. Ma to chyba po Tobie.
- Możliwe.
Piotr stał przy oknie i usiłował
skupić się na gołębiu, którego widział na drzewie. Nie chciał
podsłuchiwać, ale ta wymiana zdań była tak dziwna, że aż
interesująca. Nie tak powinny witać się matka z córką. I to po
półrocznej rozłące. Ten chłód między nimi był niemal
namacalny. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczył.
- Długo to już trwa? - Alicja
spojrzała na zegarek.
- Kilka godzin. Kazali mi iść do
domu, ale nie wiem co miałabym tam robić. Pamiętam jak rodziłam
Ciebie. To był potworny ból na jaki nie byłam przygotowana. Ty
nie współpracowałaś. Zatrzymałaś się i już. Wtedy cesarskie
cięcie nie było tak popularne jak dziś. To był straszny poród.
Podobno pierwszy zawsze jest taki, ale nie sądzę, żeby każda
matka tak cierpiała jak ja przy tym porodzie. Z Izunią było
zupełnie inaczej. Dwie godziny i po krzyku. Mam nadzieję, że
teraz też pójdzie szybciej i moja mała dziewczynka nie będzie
się tak męczyć jak ja.
- Twoja mała dziewczynka ma już
dwadzieścia trzy lata.
- Znowu zaczynasz. Wciąż jesteś o
nią zazdrosna? Ona ułożyła sobie życie, a Ty wciąż nie
potrafisz. Pomyśl czy Twój charakter nie jest tu przyczyną.
- No to jesteśmy już teraz dwie. Kobiety, które nie potrafią sobie życia ułożyć. Co u Twojego jeszcze
męża?
Irena spojrzała na córkę, a słowa
uwięzły jej w gardle. Oczy napełniły się łzami. To było jej
dziecko, ale jednocześnie zupełnie obca jej osoba. Westchnęła.
Piotr spojrzał na Alicję. Ta wymiana
zdań mocno ją dotknęła, ale jednocześnie nie dawała po sobie
tego poznać. Gdyby nie fakt, że cały czas mocno zaciskała dłonie
na kolanach, pomyślałby, że to zimna, wyrachowana suka. Tymczasem
w Alicji było coś, co kazało mu spojrzeć na nią pod innym kątem.
Tylko jeszcze nie wiedział jakim.
- Mamo, przepraszam. Nie powinnam była. To Wasze prywatne sprawy. A jak się w ogóle czujesz?
Rozmowa nie kleiła się za bardzo, ale
w tym momencie na korytarzu pojawił się jeszcze jeden aktor tego
przedziwnego widowiska.
- Witam moje panie. I Pana również - podał dłoń Piotrowi - Wiesław Marczyński.
- Jak tam nasza mała dziewczynka?
- Jak tam nasza mała dziewczynka?
Niewątpliwie nowo przybyłym był ojciec
Alicji. Podobieństwo było uderzające. Co również oznaczało, że
przy przyszłej babci usadowił się właśnie jej mąż.
- Irena,
uśmiechnij się wreszcie. Wnuk Ci się rodzi. Marnotrawna córka do
domu wraca, a Ty siedzisz jak na ścięcie. Podziękowałaś już
Alicji za tę konsultację u doktora Lemańskiego?
- Myślałam, że to Ty ją
załatwiłeś? - Irena była autentycznie zaskoczona – nie
wiedziałam, że to Alicja.
Irena spojrzała na córkę z
wdzięcznością, ale zaraz z wyrzutem powiedziała:
- Nic mi nie mówiłaś, że to Ty tak załatwiłaś mi tę konsultację.
- Nic mi nie mówiłaś, że to Ty tak załatwiłaś mi tę konsultację.
- No widzisz. Nasza córka taka
święta nie jest na jaką się kreuje i wiele może załatwić
dzięki swoim znajomościom. A z tego co wiem, to znajomość z doktorem
Lemańskim była kiedyś bardzo zażyła.
Piotr zauważył, że złośliwość wobec córki sprawiała Wiesławowi niebywałą satysfakcję. Nie wierzył własnym uszom i oczom zresztą też. To byli zupełnie obcy sobie ludzie, którzy czekali razem na wiadomości o najbliższej im osoby. Bo faktem było, że Iza jakimś cudem była ogniwem łączącym tę dziwną rodzinę.
5.
Poród się przedłużał. Irena była
słaba, ale uparła się, że będzie czekała pod porodówką.
Alicja kilka razy zaproponowała jej herbatę, ale ta wciąż
odmawiała. W końcu udało jej się namówić matkę na obiad w
szpitalnym barze. Zaproszenie Alicji było również kierowane do
ojca i do nowego znajomego, ale panowie grzecznie podziękowali.
Piotr nie chciał przeszkadzać paniom w rozmowie. Wiesław
stwierdził, że nie jest głodny. Zostali więc sami w poczekalni,
każdy zajęty swoimi myślami.
- Pan jest wspólnikiem Marka? -
rozmowę zagaił starszy z panów.
- Tak. Może Pan nie pamięta, ale
poznaliśmy się na ich weselu.
- Pamiętam. Siedział Pan z
młodymi. Sam. Żony nadal brak?
- Niestety.
- Tu się nie zgodzę. Myślę, że
to akurat może sobie pan poczytać za szczęście.
- Tym razem to ja się z panem nie
zgodzę.
- No proszę, neguje pan
doświadczenie starszych. Ja miałem żonę. Nic dobrego z tego nie
wynika.
- Byli Państwo małżeństwem przez
długi okres. Chyba nie było tak źle?
- Faktycznie, czasami żona się
przydaje. To jednak jest, powiedzmy, pewna forma stabilizacji. Koszule
wyprasowane, obiad w domu gotowy, do pewnego czasu nawet obowiązki
małżeńskie są spełniane. Wszystko jednak do czasu. Pan chyba
nie jest kawalerem z wyboru?
- Trafił pan w sedno.
- Może mówmy sobie po imieniu tak
będzie łatwiej. Tytułowanie panem bardzo mnie postarza.
Piotr spojrzał na Wiesława. Na oko
ponad pięćdziesiąt lat. Wysoki, dobrze zbudowany, ze sportem wiele
wspólnego raczej nie miał. Włosy krótko przystrzyżone,
szpakowate świetnie kontrastowały z ciemną karnacją. Okulary bez
oprawek, podkreślały błyszczące oczy. Dobrze ubrany, nie
eksponował swoją majętnością. Jedynym gadżetem, który
świadczył o wyższym standardzie życia był zegarek. Piotr
spojrzał na swój. Też nie oszczędzał na tym gadżecie. Żył według niego, punktualność była cechą wpojoną jeszcze przez ojca, zawodowego wojskowego. Z drugiej strony już dawno powinien być w
biurze, a czeka pod porodówką. Nie wiedział co go tu trzyma, ale
nie potrafił stąd odjechać.
- Piotr? - stanowczy głos Alicji wyrwał go
z zamyślenia. Nie zauważył, że wróciły.
- Słucham? - spojrzał na nią i
zobaczył zmęczenie w jej oczach.
- Masz ochotę na kawę?
- Tak. Zaraz przyniosę.
- Nie. Chodźmy do kawiarni.
Proszę.
- Oczywiście.
Nie mógł jej odmówić. Było w niej coś tajemniczego, coś co siedziało w środku. I pomimo tego, że nigdy by siebie o to nie podejrzewał, w tym przypadku ciekawość brała górę.
Nie mógł jej odmówić. Było w niej coś tajemniczego, coś co siedziało w środku. I pomimo tego, że nigdy by siebie o to nie podejrzewał, w tym przypadku ciekawość brała górę.
Alicja poprosiła matkę o informację jak tylko coś
będą więcej wiedzieć. Piotr dostrzegł, że stosunki między matką i córką nieco
zelżały po wspólnym obiedzie. Niestety Wiesław nie potrafił
trzymać języka za zębami i gdy tylko ruszyli do wyjścia
skomentował sytuację na swój sposób.
- Widzę, że nasza Ala zarzuciła
swoją sieć. Uważaj synu, ona jest jak bluszcz.
Piotr spojrzał na swoją towarzyszkę i zobaczył jak ta prostuje się pod wpływem słów wypowiedzianych przez ojca. Odwróciła się
i ruszyła w stronę siedzących rodziców. Stanęła przed nimi i wyrzuciła jednym
tchem.
- Posłuchaj. Tato. Nie jestem Twoim
odbiciem lustrzanym. Nie wciągam do łóżka każdego chętnego.
Twoje geny nie przetrwały. Żadne z Twoich dzieci nie widzi sensu w
krzywdzeniu drugiej osoby. Myślisz, że mama rozchorowała się z
powodu luksusowego życia, które jej zapewniłeś? Stres, który
fundowałeś jej każdego dnia, znalazł teraz ujście. Dopóki tu byłam chroniłam
je jak mogłam. Obie. Izę udało mi się ustrzec przed rewelacjami
na temat Twoich podbojów. Mama wiedziała zbyt wiele. Myślisz, że
jesteś taki cwany? To się mylisz. Ta kobieta - powiedziała wskazując na matkę - wie o każdej z
Twoich kochanek. Miałam jej za złe, że się na to godzi. Że wybacza. A ona
twierdziła, że Cię kocha. Podziwiam ją za to. Bo ja nie
potrafię. Brzydzę się Tobą. Brzydzę się tym co zrobiłeś
naszej rodzinie. Brzydzę się tym, że jesteś taki słaby.
- Alicja, proszę Cię – Irena
przerażona patrzyła na starszą córkę – to Twój ojciec.
- Tak wiem. Bardzo tego żałuję.
- Żałujesz, ale bardzo Ci było
przyjemnie studiować za moje pieniądze? Żyć w Londynie za
profity z mojej ciężkiej pracy? Wtedy byłem dobrym ojcem? - Wiesław podniósł się z krzesła i stanął twarzą w twarz ze starszą córką.
Alicja odpowiedziała hardo, chociaż Piotr wyczuł drżenie jej głosu.
- Dziękuję Ci bardzo za te
pieniądze. Przydały się osobie, która bardziej ich potrzebowała
ode mnie. Poradziłam sobie bez nich. Ta praca, którą tak
wyśmiewałeś, była bardzo dobrym źródłem zarobku. Starczało
mi na wszystko. Twoje pieniądze uratowały życie Twojej wnuczki.
Tak, tatusiu, jesteś już dziadkiem. Na nic Ci coraz młodsze
kochanki, na nic rozwód z mamą. Jesteś coraz starszy. No, ale coś za coś. Masz za to
śliczne i cudowne wnuczki.
Piotr czuł się jak na spektaklu teatralnym. Nic innego nie przychodziło mu do głowy. To był istotnie dramat w kilku odsłonach. Alicja miała dwie córki?
Marek nic o nich nie mówił. Ta kobieta to chodząca tajemnica,
jeśli nawet jej rodzina nie wie o dzieciach. Nie, to niemożliwe,
przyjeżdżała na święta. Przecież nie mogła wtedy zostawiać
dzieci. To nie ten typ kobiety. Coś tu nie pasowało. Spojrzał na
Wiesława. Ten patrzył na Alicję szeroko otwartymi oczami.
- O czym Ty mówisz? Jakie wnuczki?
- Wiesław, zapominasz, że masz
jeszcze jedno dziecko – wtrąciła Irena
- Nie zapominam. Sama kazałaś mi
się go pozbyć – odpowiedział ze złością Wiesław i spojrzał na Alicję
– masz kontakt z Jerzym?
- Tak.
6.
W tym momencie na korytarz wyszedł
Marek. Zgromadzeni spojrzeli na niego pytająco. Pokiwał tylko głową
i powiedział:
- Nie wiadomo ile to jeszcze potrwa.
Poród się zatrzymał, skurcze stanęły w miejscu. Iza jest
niespokojna, dziecku się udziela. Jeśli
poród nie ruszy z miejsca, Iza będzie miała cesarkę.
- Może to i lepiej. Nie będzie się
tyle męczyła – stwierdził Wiesław – powiedz lekarzom, że ja
zapłacę jeśli trzeba, niech robią jej ten zabieg.
- To nie zabieg tato, to operacja. Iza ma problemy z sercem, wiesz
co to oznacza. - Alicja nie owijała w bawełnę.
- Wiesław przestań wszystko
załatwiać pieniędzmi. Nie możesz kupić za nie wszystkiego. Tak się nie da żyć! - Irena sama zaskoczona swoim wybuchem stała przed mężem, z trudem łapiąc oddech. Miała już dość przeliczania wszystkiego na pieniądze. Jej mąż w tym przodował, ale żeby nawet teraz, w takiej chwili? To było już dla niej za wiele.
Sytuację uspokoił Piotr, który
przyniósł kawę dla Marka.
- Trzymaj. Pewnie jesteście już zmęczeni?
- Dzięki stary, po to wyszedłem.
Ledwo się trzymam na nogach, nie wyobrażam sobie jak Iza da radę.
A podobno najgorsze jeszcze przed nami.
- A może przynieść Ci obiad? -
spytała Alicja.
- Dzięki Ala, nie trzeba. Nie chcę
robić przykrości Izie. Co prawda sama mnie tu wysłała, ale jak
będę jej pachniał jedzeniem to jej nie pomoże – uśmiechnął
się do szwagierki, ale zaraz spoważniał.
- Właściwie to Iza wysłała mnie
tutaj jeszcze w jednej sprawie – spojrzał na zgromadzonych
- Czego potrzebuje moja mała
dziewczynka?
Irena patrzyła na Marka błagalnym wzrokiem. Chciała
pomóc swojemu dziecku, ale nie wiedziała jak. Dawno nie czuła się
tak bezsilna w zderzeniu z cierpieniem swojej małej dziewczynki jak
nazywała Izę.
- Spokoju, mamo. Zwykłego spokoju.
Ona czuje co się między Wami dzieje. Wie, że Alicja przyleciała.
Prosi o to, żebyście porozmawiali ze sobą. Chce żeby mały Jurek
przyszedł na świat w radosnej atmosferze.- Jurek?! -wykrzyknęli
jednocześnie Marczyńscy
- Tak Jurek, jakiś problem w tym
widzicie? Marek patrzył na rodziców i szwagierkę z szelmowskim
uśmiechem, po czym dodał:
- Piotr zabierze Was do naszego
biura. To niedaleko. Iza kazała przekazać Wam to – podał Alicji
kopertę – dopóki wszystko z tych instrukcji nie zostanie
wykonane, nie pozwoli Wam się zbliżyć ani do siebie ani do
dziecka.
Po wypowiedzeniu tej kwestii, odwrócił się do Piotra i powiedział - Nie wiem, dlaczego Iza wybrała Ciebie. Sam nie poprosił bym Cię o
to, ale hmm – Marek podrapał się po brodzie - Iza twierdzi, że
masz u niej dług wdzięczności. Kazała Ci przekazać, że jeśli
dopilnujesz żeby każdy punkt z instrukcji został wykonany,
będziecie kwita.
- Mówiłem Ci to już kilka razy i znów powtórzę: stary jesteś niewiarygodnym szczęściarzem. Masz bardzo mądrą żonę. Idź do niej, ucałuj ją ode mnie i przekaż, że to i tak za mało, żeby spłacić dług. Podali sobie dłonie, po czym Marek podziękował im za wsparcie i zostawił osłupiałą rodzinę żony wraz z najlepszym przyjacielem.
Marek wszedł do sali, w której leżała jego żona. Uśmiechnął się do Izy.
– Jesteś przebiegła moja Lisico. Piotr nie zdaje sobie sprawy, on nie wie w co się wpakował. Po wszystkim, to chyba my będziemy mieli u niego dług. Jeśli się nie przerazi.
- Oj, kochanie – Iza spojrzała na Męża – Piotr to mądry facet. A w tej sprawie także obiektywny. Da sobie z nimi radę. A teraz mnie asekuruj, muszę się wziąć do roboty. Grawitacja nam pomoże, prawda Jerzyku? - powiedziała czule głaszcząc się po brzuchu i ruszając na korytarz. Miała przed sobą jeszcze kilka godzin porodu, ale skurcze były już bardzo silne. Chciała poczuć spokój, odseparować się od rodzinnych dramatów. Bo wiedziała o nich więcej niż jej rodzina mogła przypuszczać. I to z źródła, którego w ogóle nie podejrzewali. O tym jednak mieli dowiedzieć się później.
cdn.
Miałam kilka pomysłów na zakończenie tej historii, ale żaden nie był idealny. W tej chwili zastanawiam się czy w ogóle ciągnąć tę historię dalej. Początkowy zamysł jest już bardzo mglisty, bo jak zwykle moi bohaterowie zaczęli żyć swoim życiem. I jak zwykle polubiłam osobę, która na początku miała być czarnym charakterem. Nawet miałam myśl, żeby wszystkich wyrzucić (no jakoś tak mi się rozeszli), a tylko ją sobie zostawić. No tak już mam. Wymyślam historię. Tworzę bohaterów, a potem oni zaczynają opowiadać swoją historię. I tak to się toczy. Ja jednak muszę to moje stadko w końcu popchnąć do jakiegoś zakończenia. Najlepiej szczęśliwego, chociaż nie zawsze tak się da.
No i tu jest prośba do Was :)
Jak rozwiązać taką sytuację?
Zamknąć ich w pokoju i nie wypuścić dopóki się nie dogadają?
A może wysłać każdego do innego pomieszczenia, niech piszą listy do siebie nawzajem i palą nad świecami? (czy to w ogóle działa?)
A może tak zwyczajnie niech każde opowie ich historię ze swojego punktu widzenia?
Miałam jeszcze pomysł wysłania ich do zoo. A niech czyszczą klatki po zwierzętach. Wszak wspólne spędzanie czasu tworzy więź między ludźmi.
Co o tym myślicie? Czy uzdrawiania relacji rodzinnych pod przymusem ma sens?
- Mówiłem Ci to już kilka razy i znów powtórzę: stary jesteś niewiarygodnym szczęściarzem. Masz bardzo mądrą żonę. Idź do niej, ucałuj ją ode mnie i przekaż, że to i tak za mało, żeby spłacić dług. Podali sobie dłonie, po czym Marek podziękował im za wsparcie i zostawił osłupiałą rodzinę żony wraz z najlepszym przyjacielem.
Marek wszedł do sali, w której leżała jego żona. Uśmiechnął się do Izy.
– Jesteś przebiegła moja Lisico. Piotr nie zdaje sobie sprawy, on nie wie w co się wpakował. Po wszystkim, to chyba my będziemy mieli u niego dług. Jeśli się nie przerazi.
- Oj, kochanie – Iza spojrzała na Męża – Piotr to mądry facet. A w tej sprawie także obiektywny. Da sobie z nimi radę. A teraz mnie asekuruj, muszę się wziąć do roboty. Grawitacja nam pomoże, prawda Jerzyku? - powiedziała czule głaszcząc się po brzuchu i ruszając na korytarz. Miała przed sobą jeszcze kilka godzin porodu, ale skurcze były już bardzo silne. Chciała poczuć spokój, odseparować się od rodzinnych dramatów. Bo wiedziała o nich więcej niż jej rodzina mogła przypuszczać. I to z źródła, którego w ogóle nie podejrzewali. O tym jednak mieli dowiedzieć się później.
cdn.
Miałam kilka pomysłów na zakończenie tej historii, ale żaden nie był idealny. W tej chwili zastanawiam się czy w ogóle ciągnąć tę historię dalej. Początkowy zamysł jest już bardzo mglisty, bo jak zwykle moi bohaterowie zaczęli żyć swoim życiem. I jak zwykle polubiłam osobę, która na początku miała być czarnym charakterem. Nawet miałam myśl, żeby wszystkich wyrzucić (no jakoś tak mi się rozeszli), a tylko ją sobie zostawić. No tak już mam. Wymyślam historię. Tworzę bohaterów, a potem oni zaczynają opowiadać swoją historię. I tak to się toczy. Ja jednak muszę to moje stadko w końcu popchnąć do jakiegoś zakończenia. Najlepiej szczęśliwego, chociaż nie zawsze tak się da.
No i tu jest prośba do Was :)
Jak rozwiązać taką sytuację?
Zamknąć ich w pokoju i nie wypuścić dopóki się nie dogadają?
A może wysłać każdego do innego pomieszczenia, niech piszą listy do siebie nawzajem i palą nad świecami? (czy to w ogóle działa?)
A może tak zwyczajnie niech każde opowie ich historię ze swojego punktu widzenia?
Miałam jeszcze pomysł wysłania ich do zoo. A niech czyszczą klatki po zwierzętach. Wszak wspólne spędzanie czasu tworzy więź między ludźmi.
Co o tym myślicie? Czy uzdrawiania relacji rodzinnych pod przymusem ma sens?
Życzę miłego weekendu,
Kasia :)
Kasieńko, z wielką przyjemnością przeczytałam fragment Twojej książki. Bardzo jestem ciekawa jak "pociągniesz" temat, więc nie będę sugerować:-)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy!!
Buziaki
Kasiu, bardzo dziękuję za miłe słowa. Wiele dla mnie znaczą :) Cieszę się bardzo, że podobał Ci się ten fragment. Szczerze mówiąc sama jestem ciekawa co będzie dalej, bo tak jak pisałam moi bohaterowie żyją swoim życiem, a ich historię tylko spisuję :) Uściski przesyłam i zapraszam w następny weekend na następny fragment :)
UsuńKurde.... To Ty napisałaś?!
OdpowiedzUsuńWciągnęłam się, a tu nie ma końca........
Myślę, że na rozwiązywanie problemównie nie ma konkretnego przepisu, bo każdy z nas jest inny... Często nie rozumiemy innych, ich postępowania,ale i inni nie rozumieją nas także. Często słyszałam ostatnio takie stwierdzenie pod moim adresem : "ja bym na twoim miejscu"............ Ale czy te osoby co tak twierdzą są na moim miejscu??? Nie.
Dokładnie. To zdanie jest straszne, bo nikt na naszym miejscu nie jest. Chociaż zdarzy nam się to samo, to żyjemy inaczej, innymi ludźmi otoczone i inaczej będziemy całą sytuację odbierać. Z drugiej strony kiedy nie rozumiem postępowania bliskiej mi osoby, to jej tego nie mówię, tylko właśnie staram się postawić na jej miejscu. Czasami coś co wydaje mi się dziwnym zachowaniem, nabiera zupełnie innego kształtu, kiedy zrozumiem motywacje tej osoby. I sytuacje, w której się znajduje. Dla mnie to idealny sposób na to, żeby nikogo nie oceniać. Bo takim ocenianiem i dawaniem rad często wcale nie pomagamy. Dziękuję Ci Dorotko za te słowa, dzięki nim wiem, że zarys mojej historii jest dobry i idę w dobrym kierunku. Myślę, że za tydzień będę miała gotowy następny fragment. No muszę mieć, skoro się wciągnęłaś :) Uściski :)
UsuńNawet nie wiem kiedy dobrnęłam do komentarzy, tak wciągająca opowieść.
OdpowiedzUsuńZ każdym zdaniem dochodzi coś nowego. Lubie takie wątki. żeby rozwiązać problemy moim zdaniem trzeba się cofnąć do ich korzeni, przywołać sytuacje w których to się zaczęło dziać. Zebrać swoje żale i powiedzieć je drugiej osobie. Szczera rozmowa oczyszcza relacje, choć nie zawsze nam się podobają co druga osoba do nas mówi.
Kazałabym im spisać na kartce, co czują do siebie złego i jakie mają najprzyjemniejsze wspomnienie z drugą osobą. To przywoła miłe wspomnienia i może w jakimś stopniu załagodzić sytuację.
Jestem ciekawa dalszych losów:)
Pozdrawiam i dziękuję za chwilę relaksu;)
Kasiu, dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Też jestem zwolenniczką rozmowy w rozwiązywaniu problemów. Cieszę się, że podobnie myślimy :) Faktycznie może nas zaboleć co druga osoba ma nam do powiedzenia, ale mamy wtedy szanse wytłumaczenia się z motywów swojego postępowania. Miałam zawsze takie poczucie, że ukrywane żale są jak kurz zamiatany pod dywan. W końcu będzie go za dużo i trzeba będzie bardzo długo sprzątać, żeby było czysto. I nie zawsze w czasie tego sprzątania będzie przyjemnie. Muszę pomyśleć jak to poukładać, bo w przypadku moich bohaterów z pewnością nie będzie łatwo. Dziękuję Ci jeszcze raz. Bardzo się cieszę, że ten fragment Ci się spodobał. Dałam sobie tydzień na poskładanie następnego fragmentu. Także zapraszam w następny weekend na dalszy ciąg. Uściski przesyłam i miłej niedzieli życzę :)
UsuńBędę wypatrywać dalszej części. Jestem bardzo ciekawa jak ułożą się losy bohaterów;)
UsuńDziękuję! Ściskam mocno i miłej niedzieli życzę :)))
Ja bym obstawiała za pierwszym rozwiązaniem czyli zamknąć ich i nie wypuścić póki nie wyrzucą sobie wszystkich żali :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Kasiu!
Przeszło mi to przez głowę, i w sumie prawie tak zrobiłam. Tylko jeden z bohaterów mi zwiał ;) Cieszę się bardzo, że Ci się podoba :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzapraszam na mój blog-
rafaubloguje.blogspot.com
autorskie opowiadania, artykuły, zdjęcia.
Pozdrawiam
Rafau