Witajcie. To już trzecia część opowiadania. Cieszę się, że Wam się podoba. Wasze komentarze to wiatr w żagle. Nawet zapalenie zatok nie mogło mnie powstrzymać od przygotowania następnej części. Mam nadzieję, że nie zawiodę Waszych oczekiwań. Poprzednie części możecie przeczytać klikając w:
Zapraszam i miłego czytania :)
CZĘŚĆ III
10.
Ciszę,
jaka zapanowała w saloniku Janiny, przerwała Alicja.
- Babciu, czy Ty
słyszałaś pytanie?- Tak, bardzo dobrze. I udzieliłam odpowiedzi. Możesz pytać dalej.
- Nie! Chwila – Alicja
potarła skroń – jak to dziadek nie był ojcem taty? Jeśli nie
on to kto?
- To są pytania Izy? -
spytała Janina.
- Nie, to są moje
pytania – Alicja nie ukrywała irytacji – rzucasz mimochodem, że
tata nie jest synem dziadka Romana. Ja wiem, że ich relacje nie
należały do idealnych. Wiem, że jesteś zła na tatę, że nie
przyszedł na pogrzeb dziadka, ale babciu! Na miłość boską! Daj
już spokój. Dziadka już nie ma, a Ty jesteś zła na syna,
którego najbardziej rozpieszczałaś?
- Czy rozpieszczałam?
Nie sądzę. Może inaczej traktowałam bo był najmłodszy. Poza
tym, Roman wiedział, że Wiesiek nie jest jego synem. Czasami
więcej wymagał od Wiesia niż od Janka czy Zbyszka.
- Jasny gwint babciu.
Mówisz to z takim spokojem. Czy Ty sobie nie zdajesz sprawy z tego
co właśnie powiedziałaś?
- Co ja takiego
powiedziałam? Zadałaś pytanie, to Ci odpowiedziałam zgodnie z
prawdą. Nie musiałam, mogłam dalej to ukrywać.
- A pomyślałaś o mnie?
O Izie? Zastanowiłaś się nad tym jak ja się teraz czuję?
Właśnie dowiedziałam się, że nie jestem spokrewniona z własnym
dziadkiem. Dziadkiem, którego uwielbiałam.
- I co kochasz go mniej?
- No nie.
- To o czym chcesz w
ogóle rozmawiać? Ala ogarnij się i zacznij zadawać konkretne
pytania, a nie tylko ja i ja. Nie jesteś pępkiem świata, tyle
razy Ci to już powtarzałam.
Alicja
spojrzała na babkę. Tak, to była dobrze znana jej Janina.
Praktyczna, konkretna i ostra. Alicja odziedziczyła po niej cięty
język i nauczyła się konsekwencji. Wydawało się, że nie ma
bardziej poukładanej kobiety od babki, która była autorytetem dla
Alicji w trudnym wieku dojrzewania. Twardo stąpała po ziemi, nie
dała sobą pomiatać. Alicja uważała, że Janina jest zupełnym
przeciwieństwem jej matki. Myślała, że babka nie ma przed nią
tajemnic, nie ukrywa żadnych słabości. W jednej chwili, obraz
kobiety z solidnym kręgosłupem moralnym, legł w gruzach. Alicji
zaschło w gardle. Usłyszała jedynie swój cichy szept.
- Zdradziłaś dziadka?- Czy ja wiem czy zdradziłam? W pewnym momencie każde z nas miało swoje życie. I tak jakoś się to potoczyło. O Boże Ala, mam Ci się spowiadać?
- Nie wiem. Spowiedź
jest ważna wtedy gdy gryzie sumienie, a nie wydaje mi się żeby
Ciebie...
- No fakt. Nie gryzie.
Stało się i już. Miałam dziewiętnaście lat gdy urodziłam
Janka, dwa lata później na świecie był już Zbyszek. Twój
dziadek był, jak to się mówi, partyjny. Może nie do końca
zgadzał się z całym systemem, ale chciał nam zapewnić względne
bezpieczeństwo. Tak mu się wydawało. Niestety w naszym domu
ciągle były jakieś imprezy, a ja to musiałam wszystko
przygotować i obsłużyć. Z dwojgiem małych dzieci u boku. W
końcu miałam tego dość i powiedziałam Romanowi, że popijawy z
koleżkami ma organizować gdzie indziej. Dziadek się pogniewał,
bo chociaż wódki za kołnierz nie wylewał to uważał, że lepiej
jak robi to w domu. Typowe myślenie męskiego gatunku. No więc,
stworzyli sobie partyjną melinę w biurze i tam siedzieli do
późnych godzin nocnych. W końcu zdarzały się dni, kiedy dziadek
w ogóle nie wracał do domu. Zajęta dziećmi nie bardzo wiedziałam
i też nie szczególnie dopytywałam na czym ta jego praca polega i
dlaczego tak długo w niej siedzi. Cieszyłam się w duchu, że mam
spokój. Mogłam bez przeszkód zajmować się dziećmi. W tym
czasie dziadek zajmował się kolejnymi kandydatkami na członkinie
partii. Sprawdzał je pod każdym kątem jeśli wiesz o co mi
chodzi. No i ja gdy się o tym dowiedziałam, to wpadłam w taką
dziwną furię. Wydawało mi się, że mam porządnego męża, udaną
rodzinę, piękny dom. Oficjalnie było idealnie. Tymczasem do
ideału nam bardzo brakowało. Wiesz, Ala, ja bardzo kochałam
Twojego dziadka, poza tym byłam jeszcze młoda. I chociaż moja
matka tłumaczyła, że taki los kobiety, że każdy mężczyzna to
pies na baby, to nie mogłam tego pojąć.
- Wzięłaś odwet na
dziadku i wpadłaś.
- No wiesz, wtedy
praktycznie wszystkie dzieci były z wpadki – uśmiechnęła się
Janina.
- Babciu!
- Nie Ala, nie wzięłam
odwetu. Jak już mówiłam ja nie wiedziałam jak to wygląda. Pech
chciał, że musiałam z dziadkiem pogadać o wyborze szkoły Janka.
To było ważne. Janek był jego synem, a dzieci partyjnych wcale
lekko w szkole nie miały. Twój dziadek jak zwykle nie wrócił na
kolacje. Akurat była u nas moja mama, więc zostawiłam chłopców
pod jej opieką i pojechałam taryfą do biura Twojego dziadka.
Zapakowałam nawet tę nieszczęsną kolację. Taka młoda i głupia
byłam. Romantyczna. Pomyślałam, że zjemy wspólnie kolację,
pogadamy bez dzieci. W całym biurze było już pusto, więc
skierowałam się od razu do gabinetu dziadka. Wchodzę, a tu mój
kochany mąż stoi za taką młodą blondyną. Ona oparta na biurku,
kołyszą się razem w przód i tył. Jej bluzka rozpięta, stanika
brak, piersi falują, jego ręce....Och Ala nie będę po raz
kolejny tego wspominać. To była ostatni raz kiedy byłam
romantyczna. Dziadek celnie i szybko zabił we mnie romantyzm.
- Babciu, przepraszam.
Nie wiedziałam. Nie myślałam, że dziadek...
- To był swego czasu
kawał... hmm...dajmy już spokój. Niech mu ziemia lekką będzie.
- To jednak nie wyjaśnia
skąd się Wiesiek wziął na świecie? - tym razem Irena nie
wytrzymała. Do tej pory wciśnięta w fotel obok kominka
przysłuchiwała się z lekką otwartymi ustami. Idealni teściowie
wcale nie okazali się tacy wspaniali. Pozory, to wszystko były
pozory. Janina
spojrzała na synową. Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Och Irenko, wiem co
myślisz. Tacy idealni, a tu taki skandal. No cóż, im masz więcej
do ukrycia, tym bardziej starasz się wybielić w oczach
nieznajomych. Wiem, że czułaś swego rodzaju niechęć do Ciebie,
ale uwierz ja Cię bardzo polubiłam.
- Tak, wiem. Dlatego
wszystko co robiłam było według Ciebie wymierzone przeciw Waszej
rodzinie?
- Mamo! Babciu!
Przestańcie. Dajmy już spokój temu tematowi. No chyba, że Iza
miała inny plan? - Alicja spojrzała na Piotra, który siedział
nieruchomo na fotelu obok Ireny. W rękach trzymał instrukcje Izy,
o których zupełnie zapomniał. Spojrzał na nie, chociaż był
pewien, że nie będzie się umiał skupić. Przeczytał komentarz
Izy do pytania pierwszego i odpowiedział Alicji;
- Iza napisała, że pani
Janina ma odpowiedzieć na to pytanie. Dopiero wówczas można
przejść dalej.- No dobrze. Opowiem Wam resztę, skoro już zaczęłam. Po tym co zobaczyłam w biurze, nie chciałam się pokazywać w domu zapłakana, wręcz zasmarkana. Jak w transie skierowałam się do domu Celiny i Staszka Mazurów, naszych serdecznych przyjaciół. Celina mnie przyjęła, ale bardzo chłodno. Dla mnie było jasne, że ona o skokach Twojego dziadka doskonale wiedziała. To już przelało czarę goryczy. Byłam rozżalona i zraniona do żywego. Staszek zaproponował, że mnie odwiezie do domu, ale ja nie chciałam. Myślałam, że on też o wszystkim wiedział. Przyznał, że dochodziły do niego słuchy o tym, że Twój dziadek miał kochankę, ale nie dawał im wiary. Cały czas powtarzał, że przecież Roman bardzo mnie kocha i szanuje.
Janina westchnęła i
pokręciła głową zupełnie zrezygnowana.
- Jak się okazało, to
był dopiero początek góry lodowej. Rano po mojej wizycie u
Mazurów, Staszek pojechał do biura. Nie tylko do pracy, ale przede
wszystkim pogadać z dziadkiem. A tam poinformowano go, że Roman w
tej chwili nie przyjmuje nikogo. Zobaczył jednak palto Celiny na
wieszaku i domyślił się, że jego żona też przyszła
porozmawiać z Romanem. Wszedł do jego biura, a tam w objęciach
dziadka, Celinka przekonywała, że nie wierzy w to co powiedziałam.
Boże, byliśmy tacy ślepi. Celina i Roman mieli romans, ale on
jeszcze na boku szlifował swoje umiejętności. To co się potem
działo pominę, bo nie ma sensu tego dramatu wspominać. Wszyscy
byliśmy jeszcze młodzi. Mieliśmy z dziadkiem dzieci. Zagroziłam,
że wyjadę do rodziców. Roman chyba się przestraszył, bo jednak
naszych chłopców kochał nad życie. Zerwał z Celiną. Zaczął
wracać normalnie do domu. Między nami nie było idealnie, ale
utrzymywaliśmy pozory porządnego małżeństwa. Przynajmniej dla
dzieci. Mazurowie robili to samo. Do momentu kiedy okazało się, że
Celina jest w ciąży.
11.
- Poczekaj Ala. Celina i Staszek starali się o dziecko, ale nie wychodziło. Wtedy jeszcze nie było takich badań ja teraz. Staszek był załamany, ale nie pokazywał tego po sobie. Celina wymyśliła sposób na pojawienie się dziecka w ich domu. Potem tłumaczyła Staszkowi, że to dar niebios, że ona nigdy Romana nie kochała, a tylko z nim spała, żeby mieć szansę na dziecko. I gdyby nie moje wścibstwo nic by się nie wydało. Mieliby dziecko i wszystko byłoby idealnie. Niestety, życie takie proste nie jest. Sami sobie je potrafimy nieźle zagmatwać. Pewnego dnia spotkałam na targu sąsiadkę Mazurów, taką osiedlową plotkarę. Powiedziała, że Celina wyjechała do swoich rodziców na wieś, a Staszek chyba zapija smutki w mieszkaniu. Nie wychodzi z niego całymi dniami, więc cóż mógłby innego robić. Zaniepokoiło mnie to strasznie, bo Staszek nie miał pociągu do wódki. Poszłam do niego, nie otwierał. Staszek był mi w ostatnich tygodniach jedyną przychylną osobą. Taki do rany przyłóż, a przecież sam znalazł się w sytuacji skomplikowanej, stresowej. Przestraszyłam się, że mógł sobie coś zrobić. Zaczęłam mocno walić w drzwi. W końcu mi otworzył. Zarośnięty, zmęczony, ale cały i zdrowy. Ucieszyłam się tak bardzo, że mocno go objęłam i zaczęłam szlochać. Gdybym wtedy chociaż zaczęła coś mówić, ale niestety tylko szlochałam. On podejrzewał, że ten nagły wyjazd Celiny był związany z Romanem. I kiedy mnie taką zobaczył, to pomyślał, że tak jest, że znów przyszłam szukać u nich schronienia. No i tak jakoś zachłannie zaczął mnie całować. Brakowało mi tchu, ale nie uciekłam. Ta sprawa z dziadkiem, ten ciągły widok jego dłoni na piersiach tej młodej dziewczyny był nie do zniesienia. Tak Alicja, możliwe, że to był odwet na dziadku. W każdym razie, po wszystkim nie mogliśmy sobie ze Staszkiem znaleźć miejsca. Jednocześnie było mi jakoś tak inaczej na duszy. Rozstaliśmy się bez zbędnych rozmów. Byliśmy pewni, że na tym się to skończy, ale po kilku tygodniach ja już wiedziałam, że skutki tej jednej wizyty w domu Mazurów będę odczuwała do końca życia. Tym razem to ja byłam w ciąży.
- I jesteś pewna, że akurat z panem Mazurem?
- Och Ala, kobieta najczęściej wie kiedy z kim co i jak. Powinnaś o tym wiedzieć. A z dziadkiem nie mogłam. Dopóki obraz z biura był nadal ostry, nie pozwoliłam się dziadkowi dotknąć. Oczywiście do momentu kiedy byłam pewna, że jestem w ciąży. Wiem na pewno. Wiesiek z całą pewnością nie jest synem Romana. To syn Staszka.
Alicja
nie wiedziała co powiedzieć. Rozejrzała się po pokoju. Ani jej
matka, ani tym bardziej Piotr nie patrzyli na babkę. Irena skubała
jakiś papierek, Piotr udawał, że jest skupiony na instrukcjach
Izy. Ala odchrząknęła i spytała:
- Piotr, czy możemy
przejść dalej?
- Tak, oczywiście, że
tak.
Alicja spojrzała na
pytania. Po tym co usłyszała, była pewna, że już bardziej nie
może być zaskoczona. Poukładanie sobie na nowo faktów z życia
jej rodziny było w tej chwili zbyt dużym obciążeniem. Jej kochany
dziadek nie był z nią spokrewniony! Nie mieściło jej się to w
głowie.
- Następne pytanie Ala –
Janina widziała, że twarz jej wnuczki jest bardzo blada. Domyśliła
się, że upłynie trochę czasu, żeby zrozumieć.
Alicja odchrząknęła i przeczytała następne pytanie:- Babciu, kiedy relacje taty i dziadka, tzn. Romana się popsuły?
- Oj, to proste pytanie jest. No cóż, Wiesiek miał kilka lat jak dość mocno zachorował. Dostał się do szpitala, konieczna była operacja, brakowało krwi. No i wszystko się wydało. Banalnie. Żadne z nas nie miało zgodnej grupy. Dziadek nie był głupi, wiedział co to oznacza. Byłam tak załamana chorobą Wiesia, że nie zaprzeczyłam.
- Pan Staszek przyjechał oddać krew?
- Nie. Staszka już tu nie było. Podczas pobytu u rodziców, Celina poroniła. Staszek namówił ją do wyjazdu. Najpierw wyjechali do Warszawy, a potem on dostał pracę w Moskwie. Co się dalej z nimi działo, tego nie wiem – Janina wzruszyła ramionami – zresztą Staszek nie wiedział, że Wiesiek jest jego dzieckiem. Zanim mój brzuch był widoczny, oni wyjechali. Dlatego, przez kilka lat Roman był pewny, że to dziecko jest jego.
- No, ale żeby od razu ich relacje się popsuły - zastanawiała się Alicja - Przecież tata był jeszcze dzieckiem.
- Nie wiem co Ci powiedzieć. Dziadek poczuł się urażony. On mógł mnie zdradzać, ale żeby jego żona tak samo postąpiła to mu się nie mieściło w głowie. Poza tym, no cóż. Dziadek miał skłonności do uzależnień. Najpierw partia, później wódka, dalej...no wiesz...łóżkowe sprawy. Jak już temat mu się wyczerpał, sam próbował się z niego podnieść i wpadał w następny nałóg. Akurat wtedy był w trakcie palenia papierosów. Lekarze kazali mu przestać. Ze względu na zdrowie jego jak i dzieci. A szczególnie Wiesia, który był słabszy od braci. Dziadek nie mógł się pogodzić z tym, że jego pupilek, ukochane, rozpieszczane dziecko, nie jest jego. I dosłownie strącił go z piedestału. We wszystkim krytykował. Cokolwiek Wiesio narysował, zbudował, zaśpiewał nie było idealne według Romana. Nie potrafiłam go przekonać, że w ten sposób rani dzieciaka. A może jemu o to chodziło? Nie wiem. Wiem, że wtedy wszystko się między nimi posypało. I Wiesiek też zaczął się zmieniać. Bo musisz wiedzieć Ala, że dawniej Twój tata dziadka wprost uwielbiał. Na początku tłumaczył sobie, że ta niechęć dziadka wynika z tego, że przestał palić w wyniku jego choroby. No, ale logicznie rzecz biorąc, który ojciec obarcza o to dziecko? Wiesiek też w końcu się połapał, że to nie o to chodzi. Stał się krnąbrny, pyskaty, zbuntował się. Jednak przez większość dzieciństwa żył z myślą, że zmiana ich relacji była jego winą.
- Wyobrażam sobie jak musiała go boleć ta nagła zmiana dziadka w stosunku do niego. Chociaż dziadek nadal go kochał.
Alicja wiedziała o tym, że w ostatnich latach życia dziadka, panowie ze sobą nie rozmawiali. Wiedziała jednak, że dziadek był dumny z jej ojca. Wycinał z gazet wzmianki o sprawach, w których uczestniczył młody Marczyński. Roman naprawdę szukał porozumienia z synem. Niestety nie pogodzili się do końca. Tata był zbyt uparty. Spojrzała na listę pytań.
- Babciu, jakim dzieckiem był tata?
- Roześmianym i pogodnym. Każdego chwytał za serce jego uśmiech. Taki troszkę roztrzepany, możliwe że zupełnie rozpieszczony. Przynajmniej na początku.
- Rozpieszczony to on faktycznie jest do dzisiaj – Irena odzywała się rzadko, ale celnie.
- Wiesiek urodził się kiedy Janek poszedł do szkoły, Zbyszek chodził już do przedszkola – Janina wzruszyła ramionami - Rozpieszczaliśmy go na każdym kroku, bo to był taki pupilek rodziny. Potem po kolei, wszyscy zaczęli go odtrącać. Najpierw Roman. Potem chłopcy, którym w wieku dojrzewania był taką trochę kulą u nogi. Chciałam mu to wynagrodzić i jeszcze bardziej go rozpieszczałam. No, ale dyscyplina też była. Naprawdę. No nie wiem co Wam powiedzieć. Iza twierdzi, że jego zachowanie teraz to skutek także tego rozchwianego dzieciństwa. Możliwe, ale ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Kocham go jak każde z moich dzieci.
Irena nagle wstała i
podeszła do kominka. Pocierała ręką skronie, po czym stwierdziła:
- Wiesław ze swoich
skoków w bok tłumaczy się genami. Twierdzi, że ojciec był
kochliwy to on też jest i nic nie może na to poradzić. Z Twojej
opowieści wynika jednak, że żadne geny nie wchodzą tutaj w grę.
Ty przecież zdradziłaś tylko raz, jego biologiczny ojciec też
chyba nie był bawidamkiem.
- No tak, masz rację.
Geny nie mają tu nic do rzeczy. Wiesław zwyczajnie przyłapał
ojca na figlach z sekretarką.
- Jak to? Mówiłaś,
że dziadek z tym skończył.
- Przez kilka lat był
spokój. Niestety przyszedł kryzys wieku średniego i Roman znów
poszedł na całość. Pech chciał, że tym razem to nie ja go
przyłapałam a Wiesiek. Widok jego idealnego, wymagającego ojca w
objęciach innej kobiety był dla niego szokiem. Nikomu jednak o tym
nie powiedział. Aż do momentu tej kłótni, po której przestali
się do siebie odzywać.
- To ja mam zupełnie
inne pytanie – wtrąciła Irena – skoro tak wyglądało Twoje
życie, to dlaczego mną gardzisz? Moim życiem. Przecież Twój syn
zgotował mi to samo, co Ty przeżywałaś? Co ja Ci takiego
zrobiłam?
- Nie gardzę Tobą.
Polubiłam Cię bardzo i cieszyłam się, że Wiesiek znalazł taką
piękną i mądrą dziewczynę. Cieszyłam się, że jest szansa na
ustatkowanie mojego syna. Miałam nadzieję, że stworzysz mu dom,
do którego będzie chciał wracać po pracy. Miałam nadzieję, że
stworzycie szczęśliwą rodzinę.
- Przecież tak było!
Byliśmy bardzo szczęśliwi. Urodziła się Ala i myślałam, że
Wiesiek jej gwiazdkę z nieba przyniesie. Taki był szczęśliwy.
- Co?! Tata był
szczęśliwy z mojego powodu? To jakaś nowość, naprawdę.
Przecież zawsze było coś nie tak. Wymagania, oczekiwania, bo nie
byłam idealną córką. Bo miałam być jego odzwierciedleniem, a
nie chciałam. Śmiesznie to teraz brzmi, kiedy słyszę, że taki
był zadowolony gdy się urodziłam.
Janina spojrzała na
wnuczkę. Kochała ją nad życie, podobnie jak resztę swoich
wnuków. Zresztą całą miłość do męża przeniosła najpierw na
dzieci, a w szczególności na Wiesia. Gdy chłopcy odeszli z domu,
Janina swoją miłość przeniosła na wnuki. Ala była jej bardzo
bliska, zawsze skora do pomocy, zawsze szczera, trochę pyskata.
Starsza pani widziała w niej swoje odbicie. Wiedziała jednak, że
nie zastąpi jej rodziców, a Ci w pewnym momencie się pogubili. Ten
moment był ciężki dla całej rodziny. Winą za taki stan rzeczy
obarczała tylko jedną osobę.
- Tak, Twój ojciec był
szczęśliwy dopóki mieszkał z Wami Twój brat. Dopóki Irena nie
doprowadziła do tego, że Wiesiek odesłał go z Waszego domu.
Alicja wstała z kanapy i
szybkim krokiem zaczęła przechadzać się po salonie. Piotr widział
jej napięte mięśnie twarzy. Chodziła wyprostowana, przypominała
mityczną boginię, która miała wydać sąd nad śmiertelnikami.
Była piękna i władcza zarazem, zupełnie inna niż przed chwilą.
Nie rozumiał o jakim bracie mowa, ale nie miał teraz czasu żeby
się nad tym zastanawiać. Nagle Ala zaczęła z siebie wyrzucać
pytania:
- Co się stało, że ja
nie pamiętam aby w naszej rodzinie było dobrze? Czy to wina Jurka?
Co takiego się wydarzyło, że on musiał odejść z domu? Mamo,
odpowiedz, bo to pierwsze pytanie z Twojej listy. Dlaczego
wyrzuciłaś Jurka z naszego życia?
cdn.
Zastanawia mnie dlaczego czasami rodzice obarczają dzieci za swoje niepowodzenia? I czy w ogóle mają na uwadze fakt, że dziecko wszystko chłonie jak gąbka, także ich zachowanie. Czy faktycznie tak jest, że czasami powielamy życie naszych rodziców, tylko w unowocześnionej formie. Jak myślicie? Macie takie odczucie, że żyjecie podobnie jak Wasi rodzice?
Miłego weekendu Wam życzę i dużo zdrówka.
Nas dopadł wirus, na który każde z nas zareagowało inaczej. I nie ma na niego idealnego leczenia. Trzymajcie się ciepło.
Kasia :)
Kochana, przeczytałam obydwie dalsze części od deski do deski....
OdpowiedzUsuńTo wciąga.
Prawdą jest, że często łapię się na tym, że... zachowuję się jak moja Matka! A zawsze się zarzekałam... ;)
...acha! I zdrówka życzę! :)
UsuńDziękuję Dorotko, mam nadzieję, że choroba już za mną. Cieszę się, że opowiadanie Cię wciągnęło. Chyba wszystkie się w pewnym momencie zarzekamy, ale ja też widzę, że bardzo często zachowuję się jak moja Mama. Z tym, że jeśli tak dalej będzie to nie mam nic przeciwko, bo to bardzo fajna kobitka jest ;) Uściski :)
UsuńKasiu, z każdym tygodniem wyczekuję kolejnych części. Każde zdanie wciąga i wciąga do dalszego czytania. Dodatkowo można sobie to wszystko wyobrazić. Twoi bohaterowie w moich oczach mają swój wizerunek. Nawet kolory włosów do nich dopasowałam hihi;) Podziwiam Cię, ze potrafisz każdemu stworzyć historię i ubrać to tak, żeby czytelnik cały czas miał niedosyt.
OdpowiedzUsuńNa obarczanie można spojrzeć dwojako. Po pierwsze kobieta obarcza dzieci za np. że się roztyła po ciąży, ze musiała się nimi opiekować i nie zrealizowała się zawodowo. Jeśli nie ma dzieci, a ma męża to obarcza go o to samo + jeszcze dodaje że nie ma miłości, że małżeństwo to tylko papierek itp. Tak samo mąż z tym, że oni przeżywają to inaczej. Nie komplikują tak spraw jak niekiedy my ;)
Siłą rzeczy czerpiąc wzorce z rodziców powielamy ich scenariusze. Można się wypierać, ze ja nigdy nie będę taka jak ty... nie będziesz we wszystkim, ale w czymś na pewno.
Moi rodzice są małżeństwem od 44 lat, są zgodni i kochają się. Chciałabym dożyć ich wieku i osiągnąć taki staż w zgodnym i kochającym się małżeństwie.
Dołączam cieplutkie pozdrowienia! :***
Kasiu kochana, nawet nie wiesz jak miło mi to czytać. Dziękuję Ci bardzo :) Bardzo się cieszę, że historia Cię wciągnęła. I nawet nie wiesz jak mnie cieszy, że moi bohaterowie żyją w Twojej wyobraźni. To niesamowite i niezwykle budujące jeśli tak oddana czytelniczka jak Ty widzi bohaterów i jest ciekawa ich historii.
UsuńDziękuję Ci bardzo za odpowiedź na pytanie. Dobrze, że zwróciłaś uwagę, że mężczyźni przeżywają to inaczej. Powiem Ci, że kiedy opisywałam historię Piotra to konsultowałam to z moim Mężem, bo cóż ja mogę wiedzieć o męskim cierpieniu. Teraz męczę go żeby zajrzał w moje notatki, bo w następnej części też będę się rozprawiać z męskimi uczuciami....ciiii
Gratulacje dla Twoich rodziców za tak długie pożycie. Ileż trzeba wzajemnego zrozumienia aby tyle lat ze sobą przeżyć. Brawo. Wiem, że jeśli z domu wynosi się obraz szczęśliwego małżeństwa rodziców, to łatwiej jest też zbudować szczęśliwy związek. Taką mam nadzieję w każdym razie, bo i moi rodzice, i teściowie są przykładami trwałych, szczęśliwych związków, opartych na zaufaniu i wzajemnym zrozumieniu. My próbujemy iść w ich ślady. I Tobie tego życzę :)
Pozdrawiam i ściskam Cię serdecznie :)
Teraz podkręciłaś atmosferę na całego ;) Jestem ciekawa spojrzenia Twojego męża.
UsuńDziękuję i nawzajem Kasiu :)