Kochani, zaczynamy weekend, więc przygotowałam dla Was następną część mojego opowiadania pt. IDEALNIE.
(Pierwszą część możecie przeczytać jeszcze raz TUTAJ(klik).)
(Pierwszą część możecie przeczytać jeszcze raz TUTAJ(klik).)
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze, e-maile i rady w realu jakie od Was dostałam. Wszystkie wzięłam sobie do serca. Dzięki nim wiem, jaki kierunek mam obrać. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę, bo dla mnie rozwinięcie historii jest trudniejsze do napisania od jej początku.
Chociaż najbardziej boję się zakończenia, bo moi bohaterowie zawsze mnie czymś po drodze zaskoczą ;) Nie przedłużając, zapraszam i życzę miłego czytania.
Chociaż najbardziej boję się zakończenia, bo moi bohaterowie zawsze mnie czymś po drodze zaskoczą ;) Nie przedłużając, zapraszam i życzę miłego czytania.
7.
Wiesław odmówił uczestniczenia w
wyjeździe do biura swojego zięcia. Poinformował zgromadzonych, że
nie ma czasu na takie zabawy. Poza tym, ma pilne spotkanie wieczorem
i nie może go odwołać. Irena nawet nie mruknęła, spuściła
głowę i wsiadła z miną cierpiętnicy do samochodu Piotra. Alicja,
mrużąc oczy, patrzyła na oddalającego się ojca. To była cecha,
która przerażała jej rodzinę. Gdy tylko narastał w niej gniew,
ciało wysyłało pierwsze sygnały otoczeniu. Mrużenie oczu
poprzedzało analizę sytuacji. Zazwyczaj trafną, wypowiadaną
głośno, dobitnie i bez żadnych skrupułów. Tym razem nie było
inaczej.
- Jeszcze się nie zdarzyło, żeby
ten tchórz nie uciekł przed problemami. Chociaż faktem jest, że
z napięciem radzi sobie lepiej niż kto inny. Zawsze znajdzie kogoś
kto pomoże mu się rozładować. Seksoholizm też można leczyć,
ale ojcu łatwiej z nim żyć.
Z pewnością, Wiesław słyszał słowa Alicji, ale nawet na
nią nie spojrzał. Wypuścił głośno powietrze, pokiwał głową,
wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon.
Alicja usiadła obok Piotra i spojrzała
na matkę.
- Mamo, nie patrz tak na mnie. Obie
wiemy jaki jest i gdzie jedzie. Każdy problem musiałaś sama
rozwiązywać, bo on nie potrafił Cię wspierać. Wieczny Piotruś
Pan, ciągle poszukujący nowych Dzwoneczków.
Piotr nie mógł się powstrzymać od
uśmiechu. Wiedział, że to niestosowne zachowanie. Chociaż
pochodził z drugiego krańca Polski i nie wiedział jakie stosunki
panują w tej rodzinie, to klienci ich pracowni szybko go
uświadomili. Nie mieli zahamowań i wprost komentowali wygląd
nowych dziewczyn Wiesława. Piotr ucinał takie rozmowy, ale było mu
żal matki Izy. Ta kobieta musiała znosić upokorzenia, których on
nie pojmował. Nie potrafił zrozumieć mężczyzn, którzy mieli
dość siły, że zdradzać swoje żony, ale byli za słabi, by od
nich odejść. Wiele razy słyszał, że zdrada pojawia się wtedy
gdy coś w związku nie gra. Matka wpoiła mu, że jeśli coś
szwankuje to trzeba spróbować to naprawić. A jak się nie da, to
trzeba się rozstać. Z własnego doświadczenia wiedział, że jeśli
tylko jedna strona chce naprawiać to nie ma sensu tego ciągnąć. W
końcu związek i tak stanie pod znakiem zapytania, a rany po nim
będą ciężkie do zagojenia.
Spojrzał w lusterko wsteczne. Ujrzał
zmęczoną i bladą twarz Ireny. Przyczyną jej obecnego wyglądu nie
była tylko choroba i intensywne leczenie. Lata upokorzeń ze strony
męża, tuszowanie ich przed dziećmi, utrzymywanie pozorów przed
znajomymi i sąsiadami odcisnęły piętno na tej pięknej kobiecie.
To, że Irena była piękną kobietą dostrzegał każdy. Przy
pierwszym spotkaniu wywarła na Piotrze wrażenie wyniosłej i
dumnej. Później poznał ją jako kochającą matkę, która
zrobiłaby wszystko dla Izy. O Alicji nie rozmawiała, chociaż
czasami wtrącała informacje o jej sukcesach zawodowych.
Niewątpliwie dzieci były motorem napędowym jej działań, ale w
jej oczach zawsze widział smutek. I tajemnicę. Tak samo jak u
Alicji, której fizyczne podobieństwo do ojca zauważył w szpitalu.
Oczy jednak miała po matce. Mądre, ale skrywające tajemnicę.
Poczuł, że Alicja go obserwuje.
- Coś się stało?
- Nie, dlaczego? Prowadzisz pewnie,
ale myślami jesteś zupełnie gdzie indziej.
- To prawda.
- Minąłeś biuro.
- O cholera.
Przepraszam. Faktycznie, zaraz zawrócę.
- Nie ma takiej potrzeby. Skoro
praktycznie wyjeżdżamy z miasta, to skręć na Borek. Na Aleję
Dębową.
- Na Dębową? - Irena nerwowo
zaczęła się kręcić na tylnej kanapie – Po co chcesz tam
jechać? Nie mam siły chodzić po parku. Nie dzisiaj.
- Jedziemy do babci Janiny. Ona ma
nam dużo do wyjaśnienia.
8.
W czasie gdy Piotr myślał o Irenie,
Alicja zdążyła przeczytać list z koperty Izy. To właściwie były
pytania do każdego z rodziców. Jednak Iza nie była już małą
dziewczynka. Okazało się za to, że świetną obserwatorką. Znała
ojca, była jego oczkiem w głowie, więc przewidziała jego
ucieczkę. Dlatego na końcu listy pytań dopisała uwagę, że jeśli
ojciec zdezerteruje, to na jego pytania ma odpowiedzieć babcia
Janina. No to będzie cyrk – pomyślała Alicja i spojrzała na
swojego współtowarzysza. Iza w jakimś celu umieściła go w tym
ambarasie. Musiała mieć do niego ogromne zaufanie. W marynarce
trzymał instrukcje od Izy. Po przeczytaniu pytań, Alicja domyśliła
się, że Iza chce uzdrowić relacje między rodzicami. Nie
rozumiała, dlaczego nie podała jej instrukcji, ale z jakiegoś
powodu przekazała je Piotrowi. Mało tego, prosiła go jeszcze o
pieczę nad ich wykonaniem. I tego Ala była najbardziej ciekawa.
Dlaczego akurat on?
Nakierowała go na koniec osiedla
Dębowego, gdzie w ogrodzie pełnym starych drzew stała przedwojenna
willa. Szybko wytłumaczyła Piotrowi i Irenie dlaczego tu
przyjechali. Potem gwoli wyjaśnienia, rzuciła tylko, że Janina to
matka Wiesława i wyciągnęła z torebki pęk kluczy, ale Piotr
odparł, że wie. To jeszcze bardziej ją zdziwiło. Szybko otworzyła
furtkę.
- Masz klucze? - Irena nie kryła
zdziwienia.
- A Ty nie masz?
- Nigdy mi ich nie dała. Zresztą
ja też się nie prosiłam o nie, bo to tylko kłopot. Myślałam,
że tylko Wiesław je ma.
- Nie. Tata też ich nie ma. Babcia
wymieniła zamki po tym jak nie zjawił się na pogrzebie dziadka.
Dorobiła klucze tylko mi i Izie.
Weszli na ganek, ale zanim Alicja
znalazła następny klucz, drzwi otworzyła im elegancka kobieta na oko po
siedemdziesiątce. Piotr wiedział, że przyjechali do matki
Wiesława, ale syn nie był do niej podobny. Starsza pani ubrana w
lekki sweterek i spódnicę za kolana wyglądała niezwykle
szykownie. Delikatny makijaż podkreślał jej niebieskie oczy i
włosy koloru srebra. Fryzura była prosta, ale klasyczna. Włosy
lśniły w promieniach słońca, które wpadały do holu przez
otwarte drzwi.
Witam moi drodzy – uśmiechnęła
się do Piotra i Alicji. Poznała Piotra podczas ślubu młodszej
wnuczki i była nim oczarowana. Jego maniery były nienaganne. Od
Izy dowiedziała się, że był najstarszym synem zawodowego
żołnierza i lekarki specjalizującej się w pediatrii. Jego
dziadkowie byli wykładowcami akademickimi. On też pracował
wcześniej na uczelni. Miał młodsze rodzeństwo, siostrę i brata.
Partia idealna – pomyślał Irena rozpływając się w uśmiechu.
- Irena – skinęła synowej.
- Witaj Janino. Przepraszam za
najście, ale Iza nas tu wysłała. Nie wiem o co chodzi.
- Ważne, że ja wszystko wiem –
odpowiedziała starsza pani – Wejdźcie, proszę do środka. Iza
jeszcze nie urodziła. Mamy trochę czasu na rozmowę. Ala, gdzie
Twój bagaż?
- Zapomniałam. Dziękuję, że mi
przypomniałaś. Zaraz po niego wrócę.
- Ja przyniosę – odparł Piotr –
muszę zadzwonić do biura, że się spóźnię. Chyba, że dacie
sobie panie beze mnie radę. Myślę, że nie powinienem
przysłuchiwać się tej rozmowie.
- Sądzę, że Iza nie bez powodu
wybrała pana na naszego powiernika. Nie myślę tu o tych dziwnych
instrukcjach jak mówi o tym moja wnuczka. Tu chodzi o coś innego i
dobrze, żeby pan przy tym był. Tu chodzi także o pana, Piotrze.
9.
Podczas gdy panie
przygotowywały herbatę, Piotr ruszył do samochodu po bagaż
Alicji. Nie mógł uwierzyć, że dotąd taki obowiązkowy, teraz
nawet nie zadzwonił do pracowni. Owszem, rano dał znać, że
nadszedł dzień zero. Pracownicy wiedzieli co to oznacza, byli
przygotowani na to, że Marek nie zjawi się w pracy przez najbliższe
kilka dni. Piotr poinformował ich asystentkę Marysię, że zjawi
się dopiero popołudniu. Nie miał dzisiaj żadnych spotkań, ale
chciał przejrzeć spokojnie wszystkie nowe zamówienia. Teraz musiał
zadzwonić i prosić Marysię o zamknięcie pracowni, bo on już do
niej nie wróci. Tego był pewien. Nie wiedział dlaczego relacje w
rodzinie Izy miały dotyczyć także jego osoby. Wierzył jednak, że
ta dziewczyna wiedziała co robi skoro go w to zaangażowała.
Szczerze mówiąc gdyby nie ona, to nie wiedział jakby potoczyły
się jego losy. Dokładnie trzy lata temu jego narzeczona
stwierdziła, że nie jest gotowa do zamążpójścia. Agnieszka była
jego miłością z lat studenckich. Byli ze sobą prawie dekadę.
Ostatnie dwa lata związku to były przygotowania do hucznego wesela.
Piotr chciał skromnej uroczystości, ale żadna z rodzin nie
zgadzała się na to. Nie oponował, chociaż dziwnie się czuł w
tym zamieszaniu. Mieli ponad trzydzieści lat, nie spieszyli się do
ślubu. Rodzina wciąż nie dawała im spokoju. Na wieść o
zaręczynach rodzice dostali dosłownie małpiego rozumu. Agnieszka w
ogóle nie angażowała się w przygotowania, co już powinno dać mu
do myślenia.
- Nie mam czasu –
powtarzała - Mam inne rzeczy na głowie.- A ja myślałem, że każda dziewczynka marzy o bajkowym ślubie w pięknej białej sukni? - Piotr lubił się z nią drażnić.
- Jak widzisz nie każda. Nie mam teraz do tego głowy.
Miesiąc przed datą ślubu
wróciła z pracy, spakowała rzeczy i wyjechała. Z ich wspólnym
kumplem ze studiów. Tym samym, który ich ze sobą zeswatał na
jednej ze studenckich imprez. To był cios. Dwie osoby, które darzył
zaufaniem, zwyczajnie z niego zakpiły. Jego matka się załamała.
Ciągle powtarzała coś o wielkim żalu, ojciec jak zwykle nie mówił
nic. Odwoływanie uroczystości spadło na Piotra. Trwało to prawie
miesiąc, następne dwa dochodził do siebie. I wtedy następny cios.
Jego nieskora do ślubu była narzeczona, wyszła za mąż. Mało
tego, oczekiwała dziecka, które wg skwapliwych wyliczeń matki
Piotra, zostało poczęte jeszcze w czasie związku z jej synem.
Piotr jednak wiedział, że to nie było jego dziecko. Kilka tygodni
przed rozstaniem praktycznie ze sobą nie sypiali. Najpierw ona była
w delegacji, potem on wyjechał na konferencje. Wciąż się mijali.
O tym, że wyjechała dowiedział się dobę później, po powrocie z
sympozjum. Był pewny, że to nie jego dziecko, ale czuł żal.
Agnieszka wciąż powtarzała, że na dziecko nie jest jeszcze
gotowa. On za to był i miał nadzieję, że w niedługim czasie
zostanie ojcem. Los był jednak przewrotny.
Piotr wkroczył do ogrodu
Janiny. Usiadł na ławce. Wspomnienie Agnieszki nie były łatwe. Te
kilka miesięcy po rozstaniu bardzo go zmieniły. Z poukładanego,
przyjaznego studentom wykładowcy akademickiego stał się ponurym
gburem. Czuł to i nie potrafił sobie z tym poradzić. Zamykał się
w skorupie. Jego rodzice widzieli, że syn zaczyna dziwaczeć.
Chodził do parku, w którym spacerowali z Agnieszką. Siadał na
ławce i całymi dniami obserwował zakochanych. Nie potrafił się
opędzić od myśli, że jedno z tych, których obserwował w końcu
zdradzi drugie. Przestał chodzić do pracy. Nie wziął urlopu.
Rozsmakował się w whiskey. Nie dawał sobie pomóc. Czuł, że
stacza się po równi pochyłej. W końcu uczelnia podziękowała mu
za współpracę. Wtedy zadzwonił do niego Marek. Szukał wspólnika,
stawiał na rozwój swojej działalności, ale brakowało mu funduszy
i dobrego marketingowca. Byli przyjaciółmi, chociaż Marek był od
niego kilka lat młodszy. Piotr wiedział, że musi wyjechać, zmienić otoczenia i spróbować poradzić sobie ze samym sobą. Pozamykał wszystkie sprawy na Pomorzu, zamknął rozdział
uczelniany i przeprowadził się do Wrocławia. Marek w tym czasie
zadurzył się jak sztubak w młodszej córce znanego wrocławskiego
prawnika. Zakochani szybko ustalili datę ślubu. Iza miała intuicję
do ludzi i wiedziała, że z pozoru szorstki wspólnik jej
narzeczonego, jest mądrym i ciepłym mężczyzną. Kilka razy
zaprosiła go na kawę, ale on odmawiał. W końcu nie wytrzymał i
zwrócił uwagę Markowi. Ten jednak tylko rozłożył bezradnie ręce
i powiedział:
- Stary, ja nic nie mogę.
Ona chce się z Tobą spotkać i to zrobi. To chyba najbardziej
uparta osoba jaką znam.
- I Ty jej na to
pozwalasz?
- No, przecież jej nie
zabronię spotykania się z kim chce. Stary, nie jestem tyranem.
- Marek! Nie przeszkadza
Ci, że Twoja narzeczona chce się spotykać z Twoim kumplem?
- Po pierwsze, Iza to nie
Agnieszka. Po drugie, dla niej jesteś chyba idealnym obiektem do
szlifowania praktycznych umiejętności.
- Co takiego?!
- Przecież wiesz co
studiuje. Nie pomyślałeś, że studentka psychologii może mieć
zapędy do szybszego rozpoczęcia praktyki.
- Nie potrzebuję terapii.
- Pewnie nie. Iza też
coś wspomniała, że wyglądasz na twardego i nieźle sobie
radzisz.
- Przebiegła.
- To fakt, ale jakimś
cudem coś w Tobie ciekawego zobaczyła. Wiem, że to głupio brzmi,
ale nie mam nic przeciwko temu żebyście się spotkali. Ba, nawet
byłbym Ci za to wdzięczny, bo ciągle mnie o to prosi: pogadaj z
nim, przekonaj go. Nie powiem, strasznie wkurzające to jest. Stary,
spotkaj się z nią chociaż raz. Zobaczy, że jesteś starym, nudnym prykiem
i zostawi Cię w spokoju. Ja też będę miał go więcej. Zrób to dla kumpla.
- Jak żyję nie
spotkałem takich dziwaków jak Wy. Pasujecie do siebie jak pięść
do nosa.
- Wiem.
Piotr i Iza zaczęli się umawiać na kawę w bistro pod ich
pracownią. Po kilku takich spotkaniach, Piotr czuł się zupełnie
inaczej. Iza go nie oceniała, tylko zadawała rzeczowe pytania.
Dowiedział się, że próbuje ustalić jaki wpływ na dorosłe życie
miało jego dzieciństwo. Sam się tym zainteresował. Spodobało mu
się takie podejście do sprawy. Iza go zaintrygowała, nie okazywała
współczucia, ale wszystko analizowała. Być może to był błąd,
ale jemu sam powrót do wspomnień przynosił swego rodzaju ukojenie.
W pewnym momencie zauważył, że już nie ma pretensji do Agnieszki,
że ta sprawa już go tak nie boli. Mało tego, kiedy dowiedział się, że
Aga urodziła drugą córeczkę nawet się ucieszył. Niestety maleństwo miało wadę
serca. Agnieszka szukała ratunku wszędzie gdzie się dało. W końcu
zrozpaczeni rodzice zwrócili się o pomoc do mamy Piotra, która
była doskonałym pediatrą. Barbara Wach skontaktowała ich z
najlepszymi specjalistami w Wielkiej Brytanii. Piotr przesłał
pieniądze na operacje małej, bo przecież ona niczemu nie była
winna. Wszystko skończyło się dobrze. Dla niego również. Czuł,
że zamknął ten etap w swoim życiu. Był świadomy tego co Iza dla
niego zrobiła. Tego, że pomogła mu się podnieść i pozbyć
złości oraz żalu. Znów poczuł co znaczy zaufanie.
- Piotr! Co się stało?
W biurze wszystko w porządku? - Alicja stała na werandzie i
patrzyła na niego z niepokojem.
- Nie, nic. Już idę.
- Chodź, bo babcia i
mama się niecierpliwią. Nie są przyzwyczajone do swojego
towarzystwa. Trzeba zadać im te cholerne pytania i skończyć tę
sprawę. Mam jedynie nadzieję, że odciągnięcie mamy od porodówki
pomoże Izie szybciej się z tym uporać.
- Myślisz, że o to
chodziło?
- Między innymi.
Weszli
do salonu, w którym dwie panie Marczyńskie zajęte były piciem
herbaty. Nie rozmową, a jedynie towarzyszeniem sobie w piciu
herbaty. Alicja usiadła na kanapie obok babki, Piotr zajął miejsce
na fotelu obok Ireny.
- No dobra. Zaczynajmy.
Iza dała mi listę z pytaniami. Do Ciebie, mamo i do taty.
Przewidziała, że tata stchórzy, więc w zastępstwie za niego
wyznaczyła babcię. Domyślam się babciu, że o wszystkim wiesz.
- Tak. Iza była u mnie
kilka dni temu i wspomniała o całej sprawie. Dziwne to, ale
przekonała mnie, że inaczej mój prawnuk wychowa się w
dysfunkcyjnej rodzinie. Nie jestem ślepa, wiem co się między Wami
wyprawia. Możliwe, że też się do tego przyczyniałam niechcący.
- Niechcący? - Irena
prychnęła lekceważąco.
- Mamo, daj spokój.
Skupmy się na tym co Iza od nas chce. Odpowiecie na pytania i
będziemy mieć to z głowy. Pytania są banalne, na niektóre sama
znam odpowiedź. Z tym, że to Piotr został wyznaczony jako
arbiter. I to jemu odpowiadacie.
- Byle szybko. Jestem już
bardzo zmęczona. - Irena faktycznie wyglądała na przemęczoną.
- No dobrze. Jak mówiłam
przynajmniej pierwsze pytania są banalne. Zaczniemy od babci.
Babciu, kto jest ojcem taty?
- Hmm. Z pewnością nie
Twój dziadek.
cdn.
Czy Wy też czasami zastanawiacie się jak duży wpływ na dorosłe życie miało Wasze dzieciństwo?
Pozdrawiam bardzo serdecznie i zapraszam za tydzień na następną część. Kasia :)
świetne opowiadanie! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://healthy-beauty-lifestyle.blogspot.com/
Dziękuję bardzo :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNo wiesz co skończyć w takim momencie????? Czekam na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńNie złość się na mnie ;) Następna część już niedługo :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKasiu, dobra historia, pisz dalej ! Pozdrawiam - M.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo i dziękuję za pozytywne słowa :) Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńAle się wciągnęłam!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać weekendu hihi :)
Ale się dzieje!!!
Dzieciństwo ma na nas duży wpływ. Moja koleżanka pracuje jako animatorka dzieci. Zarówno chłopcy jak i dziewczynki chętnie do niej przychodzą, dzielą się swoimi "małymi" problemami. Żalą się, że w domu rodzice się sprzeczają, nie mają dla nich czasu, nie przytulają ich, nie chwalą. Moja koleżanka jest ich "matką" zastępczą, bo daje im wszystko, to czego rodzice nie zapewniają. Kiedyś powiedziała, że matka jednej z dziewczynek zadzwoniła do niej i kazała jej pogadać córką o tym, żeby ta była milsza dla koleżanek w przedszkolu. Pani przedszkolanka upomniała ją, że jej córka jest niegrzeczna. Czasami sobie siedzimy i zastanawiamy się jaki wpływ takiego zachowania rodziców tej dziewczynki będzie miał na dalsze jej życie... z pewnością nie będą to relacje jakie powinny być między matką a córką.
Cieszę się, że historia jest interesująca. A relacja matki z dzieckiem jest bardzo ważna. Według niektórych psychologów, nawet kluczowa dla dalszego życia. Szkoda mi dziewczynki, o której piszesz, nie będzie miała łatwo w życiu. Szkoda mi także jej matki, bo przerzucanie odpowiedzialności rodzicielskiej na innych nie wróży nic dobrego niestety. Dobrze, że dzieci mają z kim pogadać, ale taka relacja, tak jak napisałaś jest tylko "zastępcza" dla tego dziecka. Mama to zawsze mama. Dziękuję Ci za kolejny komentarz, który bardzo trafia w historię, którą opisuję. Uściski ogromne :)
Usuń