Błękitka gniazdująca, testowanie czapek i domowe biuro part II

 Uwaga: W gnieździe cały czas coś się dzieje. Naprawdę. Z ręką na sercu :)
Mało nie mało, nie mam kiedy Wam opisać wszystkiego, bo czas mi dosłownie ucieka. Jako, że jesteśmy ogrooooooooomnie rodzinni, to niemal każdą wolną chwilę spędzamy na imieninach, urodzinach i ogólnie spotkaniach rodzinnych. Z pewnością duża zasługa w tym naszych małych Piskląt, które są ostatnio wręcz rozchwytywane.

 
No, ale żeby nie było, że nic kompletnie się nie dzieje, to melduję, że poczyniłam następne czapki, które obecnie są testowane przez Pisklęta na wiosenne okoliczności przyrody ( u Was też słońce świeci aż miło?).

Poza tym, szydełko jest w ruchu cały czas. Pomysłów mam aż za dużo. To jeden z nich.
                               Błękitka gniazdująca :)

W temacie  domowego biura zmieniła się koncepcja całego pomysłu. Mąż stwierdził, że jemu biuro w salonie odpowiada i jednak nie chce się przenosić, bo lubi robić oferty zerkając na EuroSport. No ok, ja też lubię ćwiczyć przy tym kanale, bo to jednak miło wiedzieć, że sama się nie męczę. 
I żeby mnie obłaskawić stwierdził, że może w sypialni to ja bym sobie biuro sama zrobiła, takie kobiece. No i Kasię oświeciło. Pracownia! Regały z włóczkami i słownikami ;). Półki z koszyczkami, w których będą przydasie. I on. Stół z maszyną. No git. Wizualizacja to mój sposób na spełnianie marzeń i natychmiast zaczęłam sobie wszystko po kolei układać. Teraz tylko obłaskawić Męża i przekonać do złożenia szafy, przeniesienia stołu i regału. No, ale to przecież zwycięski Pirat, to takie pierdółki jest w stanie załatwić w jedno popołudnie, ja myślę. Tylko trzeba takie wolne znaleźć. Może się uda :) Trzymajcie kciuki.  

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na ostatnie godziny CANDY