06/11/15

Ona choruje, on walczy, a ten trzeci czuje się oszukany


Witajcie weekendowo. Po tygodniu pracy należy nam się chwila wytchnienia.
Tak jak obiecałam w ostatnim poście, poniżej kolejna część opowiadania. Poprzednie znajdziecie klikając w poszczególne części:

Miłego czytania :)

 
12.

 - Mamo! Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
Irena wolno przechodziła obok kominka i z wielkim skupieniem studiowała zdjęcia stojące na portalu. Uśmiechała się do tych, na których widniały jej dzieci. Jej córeczki. Takie śliczne, uśmiechnięte. Zatrzymała się przy jednej z mniejszych ramek. Piotr obserwował jej wyraz twarzy, która na widok tego zdjęcia lekko stężała. Nie potrafił dostrzec osób na fotografii, ale widok zamyślonej Ireny nie wróżył nic dobrego. Nagle kobieta odwróciła się do zgromadzonych i spokojnym głosem zwróciła się do Alicji.

- Wiesz córciu. Ja chyba pójdę do ogrodu – po czym ruszyła do drzwi tarasowych.
- Mamo...Ja..Hmm – Alicja spojrzała na babkę, która złapała jej dłoń.
- Zostaw ją. Niech idzie – wyszeptała starsza pani – to jej dobrze zrobi.
- Nie rozumiem. Co się stało? Gorzej się poczuła? Mówiłaś przez telefon, że jest słaba, ale ogólnie czuje się dobrze. Wiem, że trzeba się z nią obchodzić jak z jajkiem. Zawsze tak było, ale...to pytanie jest ważne. Chciałabym wysłuchać jej wersji. Nikt o tym nie mówi. Nawet Jurek. Co się stało, że miałam brata, a potem go straciłam? Nie rozumiem jak można się wyrzec własnego dziecka? To dla mnie niepojęte?
- Nikt się go nie wyrzekł – Janina spojrzała na wnuczkę – Jurek Ci powiedział, że się go wyrzekliśmy?
- No nie. Nie dosłownie. On wcale o tym nie mówi. Zresztą nie mieliśmy zbyt dużo czasu na rozmowy. Tylko ja tego nie rozumiem! Przecież przez kilka lat było dobrze, a potem go wysłali na drugi koniec Polski. Po co? Jurek mówi, że do szkoły. No ok, chociaż wysyłanie siedmiolatka do szkoły oddalonej tyle kilometrów od domu, jest dziwne. Nienormalne. On mówi, że nie było tak źle, że wujek Zbyszek i ciocia Halina stworzyli mu ciepły dom. Tylko dlaczego nie przyjeżdżali tutaj? Chociażby na święta. Przecież to był brat dziadka.
- To wszystko nie jest takie proste do wytłumaczenia – Janina westchnęła – nie wiem czy mogę...jak mam zacząć...
- Ja jej to wytłumaczę mamo – w progu salonu stał Wiesław.

Widok ulgi na twarzy babci zupełnie zbił z tropu Alicję. Wiedziała, że jej rodzina jest dziwna. Brakowało w niej więzi. Każdy żył swoim życiem. Namiastkę życia rodzinnego miała w domu przy Dębowej. Zresztą od momentu narodzin Izy, spędzała tutaj całe tygodnie. Potem dołączyła do niej również siostra. Był czas gdy praktycznie mieszkały u dziadków. Szczególnie wtedy gdy Irena wyjeżdżała do sanatorium. A zdarzało się to kilka razy w roku. Po każdym wyjeździe, mama przywoziła stos prezentów i słodyczy. I przez kilka tygodni była sielanka. Irena chciała wszystkim przychylić nieba. Sprzątała, gotowała, biegała na zakupy, swoją radością chciała obdarzyć całą rodzinę. Dosłownie hołubiła córki i męża. Aż do momentu kolejnego skoku w bok Wiesława. Wtedy mama zaczynała chorować, krzyczała, że mąż ją chce tymi zdradami do grobu wpędzić. Później wypominała mu, że nie jest dość dobra, że pewnie jest już dla niego za stara, za gruba, za głupia i tak dalej. Wszystko przy córkach. W końcu pakowała walizki i oznajmiała zdezorientowanym dziewczynkom, że jedzie do sanatorium. Wiesław zawoził córki do swoich rodziców i odwiedzał je w weekendy. Aż do powrotu Ireny. Wtedy wszystko wracało do poprzedniego stanu rzeczy. Jakby to powiedzieli niektórzy: do normy. Koło się zamykało.

Ala zerknęła na ojca. To był jej tato, rozpieszczał ją. W ten sposób okazywał miłość. Jednak wtedy kiedy go najbardziej potrzebowała nigdy go nie było. Zastępował go dziadek Roman.
Jako nastolatka dostrzegła tę zamianę ról. Dziadkowie wychowywali je tak jak powinni robić to rodzice, a rodzice rozpieszczali jak dziadkowie. Miała za złe rodzicom, że odpuścili sobie tworzenie rodziny. Zaczęła się buntować, ale na swój sposób. Bardzo wyrachowany. Krytykowała ich na każdym kroku. Irena i Wiesław nie rozumieli o co jej chodzi. W pewnym momencie ich drogi zaczęły się rozchodzić. Po maturze Ala wyjechała do Londynu i kontakt utrzymywała głównie z Izą i Janiną.


Wiesław wyszedł na taras, a za nim podążyła reszta rodziny oraz Piotr. W altanie na końcu ogrodu siedziała Irena. Paliła papierosa.
- Nie powinna palić. Nie może. A jednak pali. Zawsze tak robiła. Wszystko po swojemu – Wiesław oparł się o filar werandy i zaczął opowiadać.
- Nikt z nas nie wyrzekł się Jurka. Wszystko się poplątało po Twoich narodzinach – spojrzał na Alicję.
- Nie zrzucaj winy na mnie. Byłam za mała, żeby wyrzucić go z domu. Przecież ja go praktycznie nie pamiętam z dzieciństwa. Poznaję go dopiero teraz. Odebraliście mi brata, ale teraz zrzucasz winę na mnie? Mam tego dość.
- Nie zrzucam. Zawsze brakuje mi słów gdy z Tobą rozmawiam. Jesteś bystra i masz cięty język. Sprawdziłabyś się jako adwokat....czekaj – Wiesław zatrzymał Alicję, która już nabierała powietrza żeby mu odpowiedzieć – Nie będę teraz o tym mówił. Nie mam zamiaru Cię namawiać, już mi przeszło. Uporajmy się z historią Jurka. Miejmy to z głowy.

Alicja usiadła na ławce i kiwnęła głową na znak zgody. Też chciała mieć to już za sobą. Iza miała dobry pomysł, ale czas wybrała najgorszy. Przecież jak na szpilkach czekali na wiadomości ze szpitala.
- Jurek bardzo się ucieszył gdy się urodziłaś. Baliśmy się, że będzie zazdrosny. Tymczasem on zachowywał się jak Twój obrońca. Nikomu nie pozwalał podchodzić do Twojej kołyski. W nocy budził nas kiedy płakałaś. Przyszedł moment gdy zaczął dziwnie reagować kiedy Irena brała Cię na ręce. Płakał, szarpał ją, nie mieliśmy pojęcia o co chodzi. Irena też nie widziała świata poza Tobą i zaczęła odsuwać Jurka od Ciebie, a w rezultacie i od siebie. Pracowałem wtedy bardzo dużo i kiedy wracałem do domu już spaliście. Nie wiedziałem co tak naprawdę się dzieje. Widzisz Ala, Twoja mama miała depresję poporodową, ale ja tego nie dostrzegłem. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Byliście z Jurkiem zadbani, dom wysprzątany, tylko Irena jakby mniej uśmiechnięta. Wtedy jednak myślałem, że jest zwyczajnie zmęczona. W końcu doktor Jurczyńska powiedziała mi, że z Ireną nie jest dobrze. Choroba się rozwinęła. Wszystko zaczęło się sypać. Irena nie miała na nic siły. Opiekę nad Wami przejęła babcia. Kiedy Irena lepiej się poczuła, chciała nadrobić czas z Wami. I wtedy Jurek zaczął się stawiać.
- Stawiać? W jakim sensie? Przecież miał kilka lat.
- Chodził już do przedszkola. I niestety miał zakodowane, że musi Cię bronić. Irena go odtrąciła gdy zachorowała i on na początku nie wiedział dlaczego. Potem zrobił się wobec niej agresywny.
- Nie dziwie się, przecież był dzieckiem. Mama go odtrąciła, a dla każdego dziecka mama jest najważniejsza. Dziecko reaguje na odrzucenie także agresją. Tyle powinniście wiedzieć. Byliście dorośli.
- I nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z czym wiąże się rodzicielstwo. Irenę zupełnie to zaskoczyło. Zawsze była perfekcjonistką. Wszystko musiało być idealnie. Chciała zbawiać świat. Wzięła się za mnie. Wyciągnęła mnie z imprezowego towarzystwa i została matką rocznego dziecka.
- Nie rozumiem...jak to rocznego dziecka?
- Ala, Jurek to mój syn. Irena jest jego macochą.

13.

Alicja obejmowała poduszkę i skulona patrzyła na swoje stopy. Nie wiedziała co powiedzieć. Za dużo tych niewiadomych, za dużo tajemnic. To wszystko, ukrywane przez tyle lat spadło na nią teraz i nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. Wydawało jej się, że wszystko jest takie proste. Tata zdradzał, mama przymykała na to oko, ale jednocześnie ciągle go krytykowała. O Jurku nikt nie mówił. Przez pewien czas myślała, że Jurek to syn wujka Zbyszka. Nie zastanawiała się dlaczego nie przyjeżdżają do dziadków. Nie wiedziała, że inne rodziny spotykają się na święta. Alicja i Iza miały święta, których inne dzieci mogły pozazdrościć. Wyjeżdżały z rodzicami na świąteczne szaleństwo na stokach. To było swego rodzaju zadośćuczynienie. O tym, że Jurek jest jej bratem dowiedziała się dopiero niedawno. Iza najwyraźniej też. Teraz okazuje się, że Jurek to ich brat przyrodni. Myśli kłębiły się w jej głowie. Słowa same ułożyły się w pytanie:
- A ja? Kogo jestem córką? A Iza?
- Naszą. To znaczy, moją i Ireny. Iza też. Tylko Jurek. No, hmm. Z jego matką spotykałem się przed maturą. Tak jakoś wyszło, że Marta zaszła w ciążę. W sumie to nawet się cieszyłem, chociaż nasi rodzice zadowoleni nie byli, prawda mamo? – Wiesław zwrócił się do Janiny.
- Wiesiu, byliście dziećmi. Przed Wami matura, studia. A Wam zachciało się bawić w dom. Nie będę ukrywała, że wcale nam do śmiechu nie było. Było nam też wstyd, bo to były czasy, że dziewczyna z brzuchem była napiętnowana. I Ty byłeś tego przyczyną. Niestety. Tobie się upiekło, a Marta musiała z wszystkiego zrezygnować. Nie było wyjścia z tej sytuacji.
- Było. My cieszyliśmy si, że będziemy mieć dziecko. Jurek był wyczekiwany.
- To dlaczego potem się go wyrzekłeś? - wtrąciła Ala.
- Jezu, Ala. Nie wyrzekłem się Jurka. Odseparowałem go od Ireny.

Wiesław wziął głęboki oddech. Widział pytające spojrzenia Alicji. Zabawne, ale obecność Janiny dodawała mu odwagi, żeby stanąć oko w oko z własną córką.
 - Marta zmarła zaraz po porodzie. Zostałem sam z dzieckiem. Zupełnie do tego nieprzygotowany. Chciałem stworzyć z Martą rodzinę, ale nie wyobrażałem sobie, że może jej zabraknąć. Udało mi się wywalczyć opiekę nad Jurkiem. Rodzice mi pomagali. Z tej rozpaczy po Marcie i z tej bezsilności jaka dopadała mnie przy takim maleńkim dziecku, zacząłem zaglądać do kieliszka. Zdałem maturę, dostałem się na studia prawnicze. Życie studenckie mnie wciągnęło. Babcia zajmowała się Jurkiem, więc ja nie byłem mu potrzebny. Tak uważałem. W moim życiu pojawiła się Irena. Perfekcyjna, piękna, taka wręcz spiżowa. Pomogła mi się pozbierać, wyciągnęła mnie z tego kieratu. Wzięliśmy ślub cywilny, Jurek szybko się do niej przywiązał. Wołał do niej mamo, a ona pokochała go jak własne dziecko. Tak mi się wtedy wydawało. Pojawiłaś się na świecie i wszystko było idealnie. Do momentu choroby Ireny. Wzajemne pretensje, jej wyjazdy, dziwne pomysły. Wszystko to zachwiało życiem naszej rodziny. Jurek stracił poczucie bezpieczeństwa. Irena zaczęła podejrzewać go o to, że jest o Ciebie zazdrosny. Wciąż go szpiegowała. Kilkulatka! Były dni gdy było dobrze, a potem znów się zaczynało. Najpierw mówiła Jurkowi, że ma Ciebie pilnować. A potem miała pretensje, gdy na przykład się przewróciłaś. Boże między wami były niecałe trzy lata różnicy. Irena zafundowała Jurkowi taką huśtawkę emocjonalną, że ten też zaczął się ocierać o obłęd. W końcu Irena zaczęła oskarżać Jurka, że ten chce Cię udusić, zabić. Krzyczała, że chłopiec z zazdrości jest w stanie zrobić wszystko. Coraz częściej go szarpała, w końcu uderzyła go w twarz. Okazało się, że mały nie radzi sobie w zerówce. Wtedy babcia Janina zabrała go do siebie. Nie wiedziałem co zrobić. Musieliśmy rozdzielić mamę i Jurka. Irena nie chciała słyszeć o terapii. I wpadała w coraz większą paranoję. Wciąż szukała jakiegoś wroga. Węszyła spiski przeciwko niej. Pod koniec roku szkolnego przyjechał Zbyszek. Wiedział co się tutaj dzieje. Zaproponował, że wezmą Jurka na wakacje. Ja w tym czasie  miałem mieć czas na ulokowanie Ireny w dobrym szpitalu. Gdybym wtedy wiedział jak to będzie dalej wyglądało, w życiu bym się nie zgodził żeby Jurek z nim wyjechał.

- I co byś zrobił? - spytała Janina – Nie mieliśmy wyjścia, Zbyszek i Halina byli rodziną. Najbliższą. Komu miałbyś powierzyć opiekę nad synem jak nie własnemu bratu? Nie mogłeś wiedzieć jakie oni mają zamiary. Ja jako matka powinnam coś przeczuwać...
- Mamo, tego nikt nie mógł przewidzieć. Teraz mamy wyrzuty sumienia, ale wtedy byliśmy pewni, że dobrze robimy. Cholera! To miały być dwa miesiące na uspokojenie sytuacji.
- No dobrze, ale co się takiego stało, że Jurek nie wrócił?
- Nie chciał.

14.

- Nie chciał? Od kiedy to dziecko nie chce wrócić do rodziców?
- Gdyby ktoś Ci powiedział po narodzinach Izy, że Cię nie kochamy, uwierzyłabyś?
- Nie. Chyba nie. No przecież wiadomo, że na początku jest trochę zazdrości o młodsze rodzeństwo, ale bez przesady.
- Tak, ale miałaś dziewięć lat. A Jurek miał tylko trzy gdy Ty się urodziłaś. Następne trzy lata jego życia były naznaczone chorobą Ireny i jej pretensjami. To dziecko jechało do wuja skrzywdzone, odrzucone. Wtedy tak o tym nie myślałem. Tymczasem Zbyszek i Halina wiedzieli co robią. Zabrali Jurka do Gdańska i tłumaczyli mu, że pozbyliśmy się go, bo nam przeszkadzał. Opowiadali jacy to my teraz jesteśmy bez niego szczęśliwi, bo mamy Ciebie. Kiedy widzieli, że Jurek dalej za nami tęskni, zaprosili rodziców Marty. Ci wszystko mu opowiedzieli. Dla Jurka to na pewno był szok, że Irena nie jest jego matką. Czuł się oszukany. Kiedy pojechałem po niego, powiedział że chce tam jeszcze zostać, że boi się Ireny. Halina zaczęła mnie przekonywać, że tak będzie lepiej. Faktycznie Twoja mama nie chciała się poddać leczeniu i cała sprawa się komplikowała. Myślałem jednak, że babcia i dziadek się nim zajmą. Nie musieli sobie z Ireną wchodzić w drogę. Tymczasem Zbyszek pokazał mi list o przyjęciu Jurka do podstawówki w Gdańsku. Wiedzieli, że sprawy nie są jeszcze wyprostowane i na wszelki wypadek tam go zapisali. Byłem skołowany i dałem się przekonać. Tymczasem oni po moim wyjeździe wytłumaczyli Jurkowi, że ja też go nie chcę. Kilkulatkowi nie trzeba wiele, żeby poczuł się odrzucony. A Jurek już z takim nastawieniem tam pojechał!
 
Wtedy zaczęliśmy go tracić. Owszem przyjechali na Boże Narodzenie, ale Irena wpadła w szał gdy zobaczyła Jurka przy Tobie. Nie spędziłem z nim tych świąt, bo musiałem zająć się żoną. I znów Jurek dostał sygnał, że nie jest tu mile widziany. Na Wielkanoc nie przyjechali, bo podobno Jurek był chory. Na wakacje wysłali go na kolonie. Później pojechali z nim do Bułgarii. Pracowałem, zajmowałem się Tobą. W sumie to nie mam wytłumaczenia. Wydawało mi się, że tak jest lepiej. Kiedy pojechałem na jego urodziny, to okazało się, że właśnie wyjechał z rodzicami Marty. Czułem, że tracę syna. Zagroziłem, że odbiorę go w asyście milicji. Wtedy Halina wykrzyczała, że nic takiego nie zrobię. Bo jeśli odbiorę im Jurka, to oni pójdą do sądu i opowiedzą o chorobie Ireny. I wtedy nie tylko zabiorą nam Jurka, ale i Ciebie.


- Nie pamiętam ich. Nie przyjeżdżali tutaj. Dziadek mówił o wuju z pogardą. O ciotce nie pozwalał wspominać. Tłumaczyłaś, że zawiedliście się na Zbyszku – Alicja zwróciła się do babki – a chodziło o to, że odebrał Wam Jurka?
- Tak. Odebrał i zrobił mu pranie mózgu. Opowiadał niestworzone rzeczy nie tylko o Wieśku, ale i o nas. Opowiedział Jurkowi, że go tolerowaliśmy, ale nigdy nie kochaliśmy. A to było kłamstwo. Boże, co dziadek nie wyprawiał żeby tu Jurka ściągnąć z powrotem. Nie udało się. A gdy i Wiesiek zrezygnował z walki, to dziadek miał pretensje także do niego. Byłam u Zbyszka kilka razy. Myślałam, że jako matka przemówię mu do rozsądku. Oni jednak wpuścili mnie tylko raz. I widziałam to szaleństwo w ich oczach. Nie mogli mieć własnych dzieci, a Jurek był bardzo podobny do Wiesia. W rezultacie miał też rysy Zbyszka. Ba, miał przecież nazwisko Zbyszka. Wszystko im idealnie pasowało. Baliśmy się, że faktycznie stracimy Was oboje. To były takie dziwne czasy, że byle donos mógł zrujnować życie całej rodziny.

Wiesław usiadł na fotelu przy ławce, na której siedziała Alicja. Położył swoją dłoń na złączonych jak do modlitwy rękach Alicji.
- Ala, ja wiem, że nie powinniśmy tego wszystkiego przed Wami ukrywać. Pogubiliśmy się. Nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. Kochałem Twoją mamę. Bardzo. Chyba bałem się, że stracę Was wszystkich. Jurka, Irenę, Ciebie. Straciłem już raz ukochaną osobę, nie chciałem znów tego przeżywać. Myślałem, że przyjdzie czas kiedy Jurek zrozumie. Nie pomyślałem, że on będzie miał taki żal do mnie. Do nas wszystkich.
- Odpuściłeś sobie własnego syna. Jak miał nie mieć żalu? Twierdzi, że wuj i ciotka stworzyli mu wspaniały dom, po tym jak Wy go odrzuciliście. On nie chce o tym rozmawiać, ale widzę jak go to boli. Tyle, że chyba wie, że wujostwo też go oszukało. Stwierdził, że zmienił nazwisko, bo nie mógł żyć z takim, które wiąże się z kłamstwem. Z oszustwem. Chciał szybko założyć rodzinę, szukał szczęścia, ale uwierało mu nasze nazwisko.
- Jurek zmienił nazwisko? - Janina była szczerze zdziwiona – nic o tym nie wiedziałam. Pamiętam, że kiedy wysyłałam mu kartkę na osiemnaste urodziny to odesłał podziękowania jako Jerzy Marczyński. Później kontaktował się ze mną tylko telefonicznie. Czyżby zmienił je na nazwisko Agnieszki?

Piotr podniósł oczy znad kartki. Coś zaświtało mu w głowie, ale zganił tę myśl. To raczej przypadek. Czekał jednak z pewną niecierpliwością na odpowiedź Alicji.

- Babciu, Jurek zmienił nazwisko po maturze. Egzaminy na studia zdał już jako Jerzy Strochalski.

Piotr poderwał się z krzesła, na którym siedział. Wszyscy zebrani na werandzie podskoczyli, kiedy zwrócił się do Ali.

- Twoim bratem jest Jerzy Strochalski?
- Tak - Alicja patrzyła na Piotra, jakby właśnie przypomniała sobie, że on cały czas był na werandzie.
- Jerzy Strochalski, mąż Agnieszki Wilczyńskiej. Ojciec Marty i Zuzanny?
- Taaak – Alicja nadal nie rozumiała – znasz Jurka?

Piotr odwrócił się i ruszył w stronę schodów prowadzących na ogród. Oddychał głęboko, nagle zaczął się śmiać. Ten dziwny śmiech zaskoczył Marczyńskich, więc Alicja podeszła do barierki. Położyła dłoń na ramieniu Piotra i spytała:
- Piotr? Co się stało? Znasz Jurka?
- Zastanawiałem się po co Iza wyznaczyła mnie do wysłuchiwania Waszych sekretów rodzinnych. Jestem Wam zupełnie obcy. Tymczasem okazuje się, że Twój przyrodni brat był moim najlepszym przyjacielem.
- Był?
- Tak był. Przez cały okres studiów, aż do momentu kiedy wyjechał do Anglii z moją przyszłą żoną Agnieszką. Miesiąc przed datą ślubu.

15.

- Wiedziałam, że Jerzy coś zniszczy. Wiedziałam. On sieje zniszczenie. On niszczy szczęście. On... - Irena na widok zamieszania na werandzie, postanowiła podejść bliżej.
- Irena, daj już spokój. Jakie szczęście Jurek nam zniszczył? Sami sobie je zniszczyliśmy. On był jedynie ofiarą tego zniszczenia. Zafundowaliśmy mu dzieciństwo, którego nie życzyłbym nikomu. Gdybym był bardziej stanowczy, gdybyś Ty poddała się od razu terapii, może udałoby się to szczęście jakoś posklejać.
- Niby jak.?Wciąż mnie zdradzałeś. Wiem to! Zawsze były jakieś kobiety obok Ciebie. W biurze, w kawiarniach, w sądzie!
- Chryste, Irena! Te kobiety nic dla mnie nie znaczyły!
- Tak. Wszyscy tak mówią. Każda z nich była dobra do łóżka. Przyznaj się, ile ich w sumie miałeś? Z iloma mnie zdradziłeś?
- Chcesz to wiedzieć? Mam to teraz powiedzieć? Irena, nie zdradzałem Cię z każdą kobietą, z którą mnie widziałaś? Pracowałem z nimi, to były moje pracownice, klientki. Byłaś zazdrosna o każdą kobietę. W pewnym momencie to było nie do wytrzymania. Paradoksalnie najspokojniej było wtedy kiedy wyjeżdżałaś do szpitala.
- Szpitala? Chyba sanatorium tato – Alicja nie ukrywała, że kłótnie rodziców już ją nie denerwują, ale zwyczajnie są żenujące.
- Nie Alicja. To kolejne kłamstwo. Twoja matka nie jeździła do żadnego sanatorium.
- Wiesiek, nawet nie próbuj. Obiecałeś, że im nie powiesz. Zaklinam Cię, przestań! O Boże, słabo mi, słabo. Piotrze, niech mnie pan łapie, bo mi słabo.
- Och już przestań Irena. Ty i te Twoje omdlenia – Wiesław patrzył gniewnie na omdlałą żonę, która właśnie padała w ręce Piotra. Ten widząc co się dzieje, wziął ją na ręce i wniósł do domu. Janina skierowała go do sypialni na górze.

Wiesław złapał Alicję za przegub dłoni aby zatrzymać ją na werandzie, po czym podjął wątek.
- Nic jej nie będzie. Posłuchaj. Twoja matka jeździła na terapie do szpitala psychiatrycznego. Dlatego Zbyszek z Haliną nas straszyli. To nie były skołatane nerwy. To zupełnie inna choroba. Starałem się wpasować w jej świat. Idealny świat, perfekcyjnie poukładany. Myślałem, że to nerwica natręctw, ale choroba okazała się jeszcze poważniejsza. Nie zdradzałem Twojej matki, przynajmniej przez pierwsze dwie dekady naszego wspólnego życia. Byłem zajęty pracą, opieką nad nią i nad Wami, walką o Jurka. Stworzeniem jako takiej rodziny.
- Myślałam, że rozpieszczasz nas bo masz wyrzuty sumienia. Mama ciągle mówiła, że jej się pogarsza po Twoich zdradach.
- Matka widziała mnie z kobietą i natychmiast dokładała sobie całą historię. Później tak długo ją powtarzała, aż sama w nią zaczynała wierzyć. Opowiadała o krzywdach, które jej wyrządzam. Alicja jestem prawnikiem, nie mogłem brać spraw tylko od mężczyzn. Kobiety też potrzebowały porady prawnej. Byłaś już dorosła, kiedy pierwszy raz ją zdradziłem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Ta dziewczyna przekonała mnie, że jestem dla niej wszystkim. Opowiadała, że też mi się od życia coś należy. Przyznałem jej rację. Nie wiem, może byłem już zmęczony, może wściekły na to, że to życie było takie poplątane. Jesteś dorosła, wiesz że życie to nie bajka.
- Tak, wiem. Nie jest idealnie. Szkoda tylko, że zamiast z nami porozmawiać woleliście brnąć dalej w te kłamstwa, oszustwa. Myśleliście, że nic się nie wyda? I nie mów mi, że rozwodzisz się z mamą tylko dlatego, że masz już dość takiego życia. Przecież jest też inna kobieta.
- Tak, jest. Elżbieta pojawiła się w moim życiu już dawno, ale była tylko przyjaciółką. Od dwóch lat jest dla mnie kimś wyjątkowo ważnym. To ona kazała mi tu przyjechać. Wiesz, Iza była u niej po tym jak dowiedziała się o rozwodzie. Polubiły się, a Ela wszystko jej opowiedziała. Oczywiście tyle ile wiedziała ode mnie. Resztę dopowiedziała jej babcia i siostra mojego biologicznego ojca, Maria. Iza poznała ją jakiś czas temu. Wiesz, że szczególnie interesuje się wpływem relacji rodzinnych na dzieci. Wiesz, że chce się zajmować ich uzdrawianiem.
- No tak i ze swoją misją zbawiania świata chciała uzdrowić także nas – Alicja pokiwała głową i westchnęła - Chciałabym poznać Elżbietę. Iza mi o niej wspominała podczas naszej ostatniej rozmowy przez telefon, ale myślałam, że to Twoja kolejna kochanka. I wiadomość o niej mnie wkurzyła. Wydawało mi się, że moja siostrzyczka wiecznie będzie małą, naiwną Izunią, którą trzeba chronić przed prawdą o ukochanym tatusiu. Tymczasem ona się dowiedziała i jeszcze się z tego cieszy. Tyle lat żyłam w błędnym myśleniu o Twoich zdradach i ich wpływie na zdrowie mamy, że nie patrzyłam na to racjonalnie. Chociaż miałam do mamy za złe, że się na to godzi, że jest pasywna. Dziwiło mnie to, że czasami wręcz wyczekiwała kolejnej zdrady. Jednak w ogóle nie dziwiło mnie, że zawsze robiłeś to jak na zawołanie. A powinno mnie to zastanowić. Teraz wiem, że to jej choroba i zazdrość podsuwały jej te wszystkie obrazy. Byłam strasznie zła na Ciebie, za wszystko. Także za to, że dawałeś mi do zrozumienia, że Cię zawiodłam kiedy po maturze nie wybrałam prawa.
- Alicja, ja wiem, że był czas kiedy się nie dogadywaliśmy. Chciałbym to naprawić. Nie będę ukrywał. Nie chcę już mieszkać z Twoją matką, ale też się od niej nie odwrócę. Układam swoje życie na nowo, ale chcę żebyście były w nim obecne. I chciałbym prosić Cię o pomoc w sprawie Jurka. Chcę mieć z nim kontakt. I z moimi wnuczkami. Opowiesz mi o nich? Skontaktujesz mnie z nim?
- Spróbuje tato – Ala złapała ojca za rękę – za domem słońce zachodziło zostawiając za sobą pomarańczowe smugi. Czuła, że właśnie zamknęli z ojcem pewien rozdział w życiu ich rodziny. Czuła, że zaczęli naprawiać to, co wydawało się już dawno zepsute. Wiedziała, że nie będzie idealnie, ale z pewnością będzie lepiej.

Odwrócili się na dźwięk nachodzących kroków. Na werandę wszedł uśmiechnięty Piotr z telefonem w dłoni, drugą wyciągnął w stronę Marczyńskiego.

- Gratuluję panie Wiesławie. Właśnie został pan dziadkiem. Mały Jerzyk jest już na świecie.

 KONIEC 


Jeśli dobrnęliście do końca to bardzo serdecznie Wam dziękuję. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Do tej pory pisałam krótsze, z mniejszą liczbą bohaterów. Chciałam się sprawdzić z całą rodziną :) Jak myślicie czy można naprawić relacje rodzinne, które dawno temu się popsuły? Czy warto?


Pozdrawiam i życzę Wam słonecznego weekendu,
Kasia :)


10 komentarzy:

  1. ........i żyli długo i szczęśliwie! ;))))))
    Dobrnęłam do końca!
    Myślę, że zawsze można spróbować naprawić popsute relacje, chociaż jeżeli się to uda, to i tak zawsze gdzieś tam w podświadomości pewien "osad" zostanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że żyli długo i szczęśliwie :) Z tym "osadem" to masz całkowitą rację. Dobrze jest jednak próbować.Cieszę się, że dobrnęłaś do końca i czekałaś przez te kilka tygodni na następne części. Pozdrowienia i uściski :)

      Usuń
    2. Miałam taką cichą nadzieję, że może wyłoni się jakiś wątek miłosny między Piotrem i Alicją... hihi! ;) A tu inaczej potoczyły się sprawy....

      Usuń
    3. Piotr się jeszcze pojawi Dorotko....ale na razie cicho sza ;)

      Usuń
  2. Można naprawić:)) Trochę szkoda, ze to już koniec bo pozostaje niedosyt. Mam uśmiech na twarzy bo zaskoczyłaś mnie końcówką historii. Bardzo mi się podobał. Od początku byłam ciekawa co zaplanowałaś dla Piotra :)
    Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można i warto naprawić. Bardzo się cieszę, że byłaś ze mną przez te kilka tygodni i śledziłaś losy bohaterów. Przyjemnie czytać, że końcówka Cię zaskoczyła. A Piotr, chociaż było go mało w tej historii, stał się ulubieńcem. Już kilka osób mi mówiło i pisało, że polubiły Piotra. Ja zresztą też. I myślę, że tak tego nie zostawię ;) Miłego weekendu :) Pozdrowienia i uściski :)

      Usuń
  3. Intrygujące i ciekawe...i szkoda że to już koniec:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatko, bardzo mi miło, że historia Cię zainteresowała. Piszesz,że szkoda, że się skończyła. Dziwnie to zabrzmi, ale cieszy mnie Twoja opinia. Bo skoro szkoda to znaczy, że to co robię ma sens. A był czas, że zwątpiłam :) Dziękuję Ci bardzo, bo dzięki takim czytelniczkom jak Ty wierzę w to co robię :) Uściski przesyłam :)

      Usuń
  4. Kasiu wprowadziłaś tylu bohaterów, że przyznaję, że trochę się pogubiłam i musiałam wrócić do poprzednich części :)
    Mam jeszcze jedną uwagę - szkoda, że tą całą historię o Jurku włożyłaś w usta bohaterów, myślę, że to mogłaby być fajna następna część, osobna. Ale wyobraźnie to masz! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Iwonka za Twoje uwagi, wiesz jak bardzo mi pomagają. Rzeczywiście to miało być króciutkie opowiadanie, ale chciałam poćwiczyć z większą liczbą bohaterów. Wiele osób mi mówiło, że moje opowiadania spokojnie mogłabym rozwinąć, ale na kanwie dwóch bohaterów było mi ciężko. Na większej liczbie jest chyba łatwiej. Muszę o tym pomyśleć. Z wyobraźnią zawsze miałam problem. Było jej za dużo i często potrafiła zawładnąć mną w najmniej odpowiednich momentach ;) Powstawały wówczas całe powieści :) Uściski przesyłam :)

      Usuń

Dziękuję ślicznie za komentarz i zapraszam ponownie :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...